Acanti – mocne kulinarne otwarcie w Łodzi
Piękne talerze w restauracji Acanti smakują równie dobrze, jak wyglądają. A do tego eleganckie, powściągliwe wnętrze. Łódź czekała na takie otwarcie.
Traugutta 12, czyli po prostu T12 – kamienica pod tym adresem została odrestaurowana z wyjątkową pieczołowitością, a w jej wnętrzach otworzyła się nowa, elegancka restauracja. Nie tylko spróbujemy tutejszej kuchni, ale zajrzymy dalej, do oficyn i stylowych pokoi. Zapraszamy!


Remont T12 trwał 8 lat, ale efekt wart jest każdego dnia. Do kamienicy jeszcze wrócimy, a na razie zajrzyjmy do samej restauracji. Nie znajdziecie tu „barokowych” aranżacji czy przesadnych detali imitujących luksus. Tu króluje powściągliwa elegancja –wnętrze na pierwszy rzut oka wygląda wręcz skromnie, ale właśnie w tej bezpretensjonalnej skromności tkwi jego siła. Tu bronią się jakościowe materiały, podobną filozofię widać też na stole. Stylowa, stonowana zastawa prezentuje dania, w których nie znajdziecie zbędnych ozdób. Tu każdy element ma swoje miejsce, znaczenie i rolę.


Poznajcie Macieja Paszka – szef kuchni Acanti od niedawna gotuje w Łodzi. Każdy ze znanych kucharzy ma swój styl, ulubione dania, i składniki. Pochodzący z Podkarpacia Maciej jest dla nas nową postacią i to jest fajne, ponieważ wprowadza na rynek świeżość, i pomysły, które mogą nas zaskoczyć. Jego specjalnością jest kuchnia polska z wpływem kuchni francuskiej, ale szef chętnie też sięga po smaki z innych krajów Europy. Sprawdźmy więc jego menu.


Czy to fine dining? Sądzę, że tak, ale podany w przystępnej formie. Wszystkie dania prezentują się świetnie, ale zarazem skromnie. Tu stawia się nacisk na główny produkt wysokiej jakości. Zapowiada się na gotowanie, które nie oszukuje na talerzu niepotrzebnymi ozdobami i składnikami. I od razu pierwsza dobra wiadomość – kartę Acanti otwiera sześciodaniowe menu degustacyjne, które dostępne jest cały czas, bez potrzeby wcześniejszej rezerwacji. To nieco mniejsze porcje dań, których za chwilę spróbujemy, więc czas zacząć ucztę.


Zaczynamy od ostrygi Gillardeau (34 zł). Nie jestem wielką fanką pian, ale ta ma pełne uzasadnienie – jest cytrynowa i dobrze podbija szlachetne mięso. Druga przystawka to przegrzebek (49 zł), któremu towarzyszą białe warzywa, i choć te potrafią być wyraziste i dominujące – tu stanowią jedynie subtelne tło dla głównego bohatera. No i klasyka – tatar z polskiej polędwicy wołowej (59 zł). Od razu przygotowany z dodatkami, które również dopełniają danie i pojawiają się w idealnych proporcjach (jest to między innymi włoska słonina, płatki trufli, i pikle). A do tego bardzo dobry chleb własnego wypieku, który dostaniecie również w formie czekadełka.


Po mocnych przystawkach (w menu są jeszcze: brioche i kaszanka, stek z selera, i sałatka z pomidora bawole serce), czas na zupy (tym razem nie próbowałam), a są nimi grzybowe consomme i zabielany czerwony barszcz, oraz dania główne. Polędwica wołowa, kaczka, karmazyn, perliczka, a także kluski śląskie, risotto i pappardelle. Perliczka z rydzami, bobem, i jędrnymi kopytkami (87 zł) jest wyjątkowo delikatna i subtelna, zupełnie inna od autorskich klusek (72 zł), które bez wątpienia zaskoczą większość gości. W przeciwieństwie do kopytek kluski są bardzo miękkie, ale też nie są typowe, lecz nadziane chorizo, które nadaje im ostrzejszego wyrazu. Do tego nietypowo krewetki – to połączenie naprawdę się sprawdza.

Beza, sernik baskijski z pistacjami, czy czekoladowa monoporcja? Wybór nie był łatwy, ale czekolada wygrała i na pewno nie żałowałam decyzji. W środku nie czekała na mnie delikatna pianka, jaką często spotykamy w monoporcjach, a konkretny, wyrazisty, mocno czekoladowy mus (jego konsystencja kieruje go wręcz w kierunku kremu). Do tego delikatne nadzienie gruszkowe i czekoladowe zwieńczenie całości. To nie błąd, na wierzchu nie miała być chrupiąca, zatemperowana czekolada – uwierzcie, to jest znacznie lepsze. Góra deseru jest bardziej miękka i rozpływa się ustach, do tego można do przełamania złapać kwaśniejszą wiśnię. Bomba (nie tylko czekoladowa!).


Już pisałam o menu degustacyjnym. Znajdziecie w nim większość opisanych dań (oczywiście w nieco mniejszych porcjach). Zestaw dla dwóch osób kosztuje 419 zł, do tego możecie zdecydować się na pairing z odpowiednio dobranymi winami (co oczywiste, ta opcja obowiązuje też przy zamawianiu pojedynczych dań). Dużo ciekawych pozycji, których raczej nie spotkacie w innych restauracjach, a do tego także duży wybór innych alkoholi.


U nas jedzenie występuje w roli głównej, ale na koniec chciałam dodać jeszcze kilka słów o całym koncepcie T12. Jestem pod ogromnym wrażeniem pracy, jaka została tu wykonana. To, czego nie zobaczycie gołym okiem, to chociażby wymiana wszystkich stropów. To co możecie podziwiać, to między innymi piękna elewacja, odrestaurowany budynek w podwórku, klatka schodowa (w której między innymi uzupełniono i wymieniono uszkodzone marmurowe stopnie, odrestaurowywano oryginalne balustrady i poręcze) czy zrekonstruowane sztukaterie. O każdej z tych prac można by napisać oddzielny artykuł, jak chociażby o przepięknych piecach, które zostały rozebrane na czynniki pierwsze, by trafić do artysty zduna pod Szczecinem, który dorabiał poszczególne kafle, naprawiał i sprawił, że dziś wyglądają jak nowe.


Zarówno piece, jak i sztukaterie można podziwiać w pokojach aparthotelu przygotowanego w standardzie pięciogwiazdkowego hotelu. Co ciekawe, w wielu pokojach zabytkowe wnętrza połączono z nowoczesnymi elementami (np. mocnymi, wyrazistymi tapetami), a efekt jest rewelacyjny. A gdy już spędzicie noc w tych wyjątkowych apartamentach, śniadanie zjecie oczywiście w restauracji Acanti.