Rzadko tu piszemy o sobie, ale dziś powód jest ważny. Dziś będzie o Agacie, bez której nie byłoby Jemy w Łodzi, fundacji, karty i wielu wielu innych inicjatyw.

Agata mnie zabije

Właśnie kładę na szali naszą kilkunastoletnią współpracę i przyjaźń – jest duża szansa, że Agatka jeśli nie zabije, to porzuci mnie za ten tekst. Dlaczego? Bo nie znosi autopromocji i, jak ona sama to wdzięcznie nazywa – „kiziania się po jajkach”. Ale jej się ten tekst po prostu należy, a że ma okrągłe urodziny, to mam pretekst jak żaden inny.

Jak się zaczęło?

Poznałyśmy się kilkanaście lat temu – Agatka właśnie wróciła z Warszawy, gdzie pracowała w poważniej firmie konsultingowej i jeśli nie garsonki, to przynajmniej nosiła koszule i ołówkowe spódnice. Okazało się jednak, że nie jest drętwiarą i pali papierosy, więc nić porozumienia została nawiązana i dość szybko zaczęłyśmy gadać o tym, co można by było wspólnie zrobić. Pomysłów było sporo (np. biżuteria dla emo!), a Jemy w Łodzi, jak to zazwyczaj bywa, powstało zupełnie przypadkowo. Obydwie byłyśmy związane z gastronomią, brakowało nam strony z informacjami o aktualnościach z rynku. Najpierw był fanpage na Facebooku, potem blog, a rok później strona.

Jest najlepsza!

Projekt był hobbistyczny, nie miałyśmy kasy, więc stronę Agata zbudowała sama. Bo jest mega zdolna, ambitna i samodzielna. Nie miała pojęcia o stronach, ale … sobie doczytała. To jedne z wielu cech, za jakie ją podziwiam, choć czasem jej samodzielność doprowadzona jest do absurdu (jak na przykład taszczenie ze sklepu 15 kilogramowego worka z psią karmą). Wiecie jak to działa wśród jej znajomych? Nikt nie sprawdza już informacji, po prostu wszyscy ze wszystkim dzwonią do Agaty (wstyd, ale sama to nagminnie robię). Jeśli nie wie, to na pewno sprawdzi. Dzięki temu ma pełną wiedzę o wychowaniu dzieci, chorobach psów, obsłudze komputera, sytuacji na świecie i polecanych serialach. Nie dzwońcie tylko w tematach księgowości, to jedyna działka, która mi została.

10 lat bez kłótni. Czy to możliwe?

Od 10 lat prowadzimy JwŁ – sama w to nie wierzę, ale NIGDY się przez te lata nie pokłóciłyśmy. Pięknie się zgadzamy i równie pięknie różnimy. Agata nie znosi porannego wstawania (jeśli coś zaważy na tej przyjaźni to dzwonienie przed 10.00), gdy ona je śniadanie, jak jestem już po obiedzie. Gdyby mogła, pracowałaby bez ruszania się z domu, choć nikt jej nie wierzy, bo kradnie show, gdy tylko się pojawi w towarzystwie. Agatka ogarnia wszystkie sprawy techniczne, ale nada nie kuma, o co chodzi z VAT-em czy PIT-em. Wydajemy kasę na kompletnie inne rzeczy, niż ja i co najważniejsze, ona rewelacyjnie gotuje, a ja omijam kuchnię bardzo szerokim łukiem. Co najgorsze – Agata nie lubi słodyczy!

Gotuje jak chef

Jest perfekcjonistką, więc jeśli bierze się za gotowanie, wie wszystko, szczególnie o azjatyckich daniach. Ogląda kanały o gotowaniu, o których istnieniu większość z nas nie ma pojęcia, zna procesy chemiczne, oryginalne receptury, historię, skład przypraw i wszystko inne. Mogłaby zagiąć niejednego szefa kuchni, więc jeśli jeszcze raz ktoś ośmieli się poprawić ją z pisowni tom yum czy innej zupy, może wybuchnąć. Właściwie wybucha, ale prywatnie, zawodowo jest najbardziej opanowanym człowiekiem, jakiego znam, dlatego na JwŁ nie ma kłótni i głupich dyskusji. Nie odpowiadamy na idiotyczne zaczepki, chociaż wierzcie – czasem kosztuje to dużo nerwów.

Jest za miła

Ma najlepsze poczucie humoru i jest najbardziej prawą i uczciwą osobą jaką znam. Ma alergie na wszelkie rasistowskie, seksistowskie i homofobiczne zachowania, nie ogląda pirackich filmów, nie ściąga nielegalnie muzyki, wykupuje wszelkie możliwe prenumeraty, ba – Agata autentycznie nigdy nie przechodzi na czerwonym świetle, chyba, że ją ciągnę za rękaw. W sumie nieczęsto mam okazję, bo (trudno uwierzyć), my się bardzo rzadko widujemy. Słyszymy się za to 100 razy dziennie. Dzwonimy do siebie z każdą pierdołą, gdy ktoś nas skurzy, gdy coś nas ucieszy. Zawsze. Najgorzej jak są wakacje, to straszny okres, kiedy już łapię za słuchawkę i muszę ją odłożyć, a potem znaleźć kogoś. Kogoś, kto jak Agata, od razu wie, jak ma zareagować. Bo jak jestem wściekła, to nie potrzebuję racjonalnego tłumaczenia, że może nie mam racji. Agatka, choć jest prawie panią psycholog, nie tłumaczy, tylko wspiera. A potem dziwi się, że pół miasta do niej wydzwania. Nie będzie taka miła, to przestaniemy.

I uparta

Czy Agatka ma jakieś wady? Chyba nie, ale oczywiście coś da się wyciągnąć. Jest uparta i nie pozwala sobie pomóc i nie chce chodzić na urlop, choć bardzo tego potrzebuje. W życiu nie pojedziemy razem na wakacje i nie mogłybyśmy razem mieszkać. Agata trzyma wszystko na wierzchu, a ja najchętniej bym jej to wszystko upchnęła do szafek (a najpierw połowę wyrzuciła). Czym jeszcze się różnimy? Wyglądem – teraz coraz mniej, ale pokażemy wam nasze najbardziej kompromitujące zdjęcie ever, które kilka ładnych lat czekało na publikację. Bo jest jeszcze jedna rzecz, która nas łączy – nie znosimy pozować do zdjęć!

Wszystkiego najlepszego!

Czas kończyć (uważacie ten tekst za długi? Agata byłaby dopiero w połowie!), bo to przecież miały być tylko życzenia. Sto lat! Cóż, jestem fatalna w składaniu życzeń, ale to już też na pewno wiesz.

Bez ciebie nie byłoby tego wszystkiego!     

Podobne posty

Już 18 maja 2012 roku o godzinie 20.20 w strefie Off Piotrkowska (ul. Piotrkowska 138/140) ...
23 maja House of Sushi (ul. Piotrkowska 89) zaprasza na warsztaty kaligrafii. To trochę alternatywny ...
W dniach 1-2 czerwca odbędzie się w Łodzi Festiwal Viva I'Italia. Warsztaty i sesje kulinarne, ...