Bardzo kibicujemy miejscom, które wnoszą do łódzkiego gastro zupełnie nową jakość. Taka jest właśnie Beka – odwiedźcie ją z nami, bo naprawdę warto.

Niech was nie zmyli nazwa miejsca – kulinarnie Beka to znacznie więcej niż bistro. Jego założycielami są Beata i Damian. Beata po wielu latach wróciła do Polski. Mieszkała między inni w Bahrajnie i Grecji, ale najwięcej czasu spędziła w Anglii, gdzie prowadziła hotel, w którym znajdowała się restauracja Marco Pierre White’a. Gastronomia to jej praca, ale przede wszystkim pasja. W Łodzi wraz z Damianem stworzyła własne miejsce, o którym marzyła. Co najważniejsze – na swoich zasadach, nie oglądając się na nasz rynek czy popularne trendy.

Struga 7 – tu właśnie mieści się Beka. Ceglane wnętrze, oryginalna, mozaikowa podłoga z lat 80., a do tego wysmakowana, ale wciąż niezobowiązująca stylizacja. Zwróćcie uwagę na szczegóły – przygotowane na zamówienie meble, oryginalne grafiki w ołówku, a przede wszystkim tytułowe beczki (aby dostać drugie życie, zawędrowały aż na Śląsk). W przytulnym wnętrzu uwagę zwraca też otwarta, dobrze oświetla kuchnia, gdzie można podejrzeć pracę kucharzy. Dalej bar pełen belgijskiego piwa i dedykowanych im pokali. Tak, tu prawie każdy trunek ma swoją własną szklankę.

Kuchnia belgijska. Szczerze – niewiele wiemy w Polsce na jej temat, potrafimy wymienić frytki  i gofry i często na tym właśnie się kończy. Czas dowiedzieć się więcej o kulinarnej kulturze, na którą wpływ miała między innymi Francja, Niemczy czy Finlandia, a w której jada się między innymi owoce morza, cykorię, kaszankę czy szparagi.

Wspomniana cykoria pojawia się już na początku. Chrupiące liście wypełnione są sałatką z serem feta, mocnym serem roquefort z orzechami włoskimi i koniakiem oraz pastą z wędzonej makreli. Każdy inny, wszystkie bardzo smaczne. Trudno było wybrać, bo inne przystawki też brzmią dobrze. Jest tatar belgijski z kaparami, szparagi po flamandzku czy marynowany śledź. A do tego własnego wypieku chleb … sodowy. Do jego przygotowania używa się mąki pszennej i żytniej, tytułowej sody i maślanki. Właśnie się zorientowałam, że nie zdążyłam go spróbować, mam więc kolejny pretekst, by jak najszybciej wrócić do Beki.

Dalej do wyboru mamy zupy: krem pomidorowy z klopsikami, krem z cykorii oraz znajdującą się w dziale z owocami morza zupę waterzooi. Może nieco przypominać chowder, ale nie jest tak śmietanowa. Bazą jest intensywny bulion rybny, ona sama pełna jest kawałków ryb i owoców morza. To prawdziwa feeria smaku – z każdą łyżką pojawiają się tu nowe nuty, jest lekko kwaśna, pikantna, mocna, wyrazista i bardzo sycąca. Trudno znaleźć mi w pamięci smak, do którego można ją przywołać – po prostu spróbujcie jej sami. W tym samym dziale znajdziecie również rzadko spotykaną w łódzkich restauracjach żabnicę (tu zapiekana w szynce parmeńskiej) i  świeże mule. Te podawane są z belgijskimi frytkami, takimi z prawdziwego zdarzenia, smażonymi dwa razy na tłuszczu wołowym.

W tym, że muszę szybko wrócić przekonuje mnie też dział z daniami głównymi. Korci tu na pewno flamandzki gulasz na belgijskim piwie, kaszanka (nie wiedziałam, że to prawie danie narodowe Belgów i mają smakowe rodzaje kaszanki!), królik w wiśniowym piwie i przepiórka, na którą padł wybór. To danie jest świetnym reprezentantem idei dobrego gotowania – broni się prostota i dobre składniki, ale każde danie ma swój niepowtarzalny charakter. Mięso przepiórki jest delikatne, podkreślone, ale niezdominowane sosem, z wyczuwalną delikatną nutą pomarańczy i obłędną ziemniaczaną zapiekanką, która mogłaby być daniem samym w sobie. A co z goframi? Są, ale nie tym razem – zostałam pokonana przez sycące dania wytrwane.

Wiem, że piwosze chcieliby więcej o ofercie piw. Nie czuję się na siłach być waszą przewodniczką, ale na pewno znajdziecie kompetentne osoby na miejscu, które w dodatku dobiorą wam pozycję najlepiej pasującą do zamówionego dania. W chwili obecnej do wyboru jest ponad 20 rodzajów, ja kojarzę takie marki jak Chimay, Stella Artois czy Leffe, ale smakoszy pewnie bardziej zainteresuje Delirium Tremens, Lindemans Kriek,  St. Bernardus czy Westmalle. Ceny wahają się w przedziale 9-24 zł za butelkę. Wolicie wina? Oczywiście nie mogło ich zabraknąć, w karcie win króluje Francja.

Dlaczego namawiam do odwiedzenia Beki? Bo wierzę w to miejsce stworzone przez pasjonatów, dla których ważna jest jakość i klimat. Mają dobrą kuchnię, ale podchodzą do niej bez zadęcia – w lokalu jest luźna atmosfera i jak na poziom dań, atrakcyjne ceny. Ja już planuję kolejny raz i wtedy na pewno nie przyjadę samochodem.

Podobne posty

Już 18 maja 2012 roku o godzinie 20.20 w strefie Off Piotrkowska (ul. Piotrkowska 138/140) ...
23 maja House of Sushi (ul. Piotrkowska 89) zaprasza na warsztaty kaligrafii. To trochę alternatywny ...
W dniach 1-2 czerwca odbędzie się w Łodzi Festiwal Viva I'Italia. Warsztaty i sesje kulinarne, ...