Churrasco w Browar de Brasil
Niedzielny obiad. Dlaczego ważne, że niedzielny? Z dwóch powodów – po sobotniej imprezie nie chce się przygotowywać niczego w domu, poza tym od poniedziałku jak zwykle mam się odchudzać, więc starym zwyczajem dzień wcześniej należy zjeść jak najwięcej, żeby nie było smutno;)
Padło na Browar de Brasil i firmowe churrasco.
W kwocie 49 zł otrzymuje się zawiesistą zupę, 10 rodzajów mięs, puree ziemniaczane, sałatkę (również ziemniaczaną) i deser. Każdy gatunek mięsa carver (specjalista od przyrządzania churrasco) przynosi oddzielnie do stolika. Gdy byłam w lokalu wcześniej, dziwiłam się, że porcje są takie małe. Odwołuję – są małe, ale jest ich 10! Nie proście o dokładkę przy pierwszych, bo nie dotrwacie do końca. Ja poległam przy kaszance, za to zaliczyłam podwójną porcję kurczakowych serduszek, gdyż małżonkowi przypomniało się, że przecież to są podroby, czyli coś jego zdaniem kompletnie niejadalnego. Do gustu najbardziej przypadła mi wołowina – nieco twardawa, ale za to półkrwista i dobrze przyprawiona. Na deser – grillowany ananas w brązowym cukrze. Jak by to powiedzieć, z pewną taką nieśmiałością podchodziłam do niego początkowo, a potem tęsknym wzrokiem wodziłam za panem, który biegał z ananasem po sali, z nadzieją, że zrozumie moje spojrzenie, zlituje się i da mi dokładkę (dał – uśmiechnął się porozumiewawczo i wymownie skomentował „wiedziałem”).
Jeśli macie jeszcze siłę czytać, kilka słów o samym lokalu. Browar de Brasil to nowe dziecko właściciela The Mexican, dlatego też pewne porównania same nasuwają się na myśl. W wystroju punkt dla Meksyku, w jedzeniu (jak na razie) dla Brazylii. Wspólnie – atrakcje dla gości (np. gra w warcaby małymi kuflami piwa), wyszkolony personel i jego dziwne stroje – tym razem panie odkrytymi brzuchami oddają hołd Canarinhos. Co do obsługi – dziwią mnie negatywne opinie na Gastronautach. Może mam takie szczęście, ale każdej łódzkiej restauracji życzyłabym takich pracowników.