Dżem z boczku i czarne risotto, czyli lipcowe menu Klubu Wino
Kulinarne losy Damiana Marchlewicza śledzimy od lat. Dlatego, kiedy objął stery w kuchni Klubu Wino z przyjemnością wybrałyśmy się tam na degustację jego nowej karty. Sprawdźcie, co w niej znajdziecie.
Damian Marchlewicz szefujący kuchni Klubu Wino (Piotrkowska 217) to dla nas idealne połączenie. Po pierwsze od lat współpracujemy z tym łódzkim wine barem i miałyśmy okazję nie tylko wypić w nim morze wina i zjeść sporo kolacji, ale również zorganizować Restaurant Day czy Quizy Kulinarne. Dlatego darzymy to miejsce i jego ekipę szczególną sympatią.
Nie mniejszą sympatią darzymy Damiana. Poznałyśmy go wieki temu (no dobra, może nie aż tak dawno, ale daaawno), kiedy gotował jeszcze w nieistniejącej już restauracji Big Betty w Manufakturze. Nie był to jednak początek jego kulinarnej przygody. Wcześniej kilka lat pracował w Warszawie, ale szczęśliwie, za namową Marty Edmunds, wrócił do Łodzi.
Historia jego gastronomicznej kariery jest o tyle ciekawa, że po kilku latach gotowania porzucił zawód chcąc się przekonać, czy na pewno jest to zajęcie dla niego. Aby nabrać dystansu, Damian rozpoczął pracę w fundacji, ale zatęsknił za garami i wrócił na kuchenne łono. I to w wielkim stylu – wziął udział w programie Hell’s Kitchen i wygrał go!
Taki sukces musiał przekonać go, że nie ma ucieczki od restauracyjnego zaplecza. Po stażu w Atelier Amaro wrócił do gotowania na dobre. To właśnie dzięki temu możemy dzisiaj jeść dania przygotowane przez niego w Klubie Wino, gdzie jest szefem kuchni. Warto przy tym dodać, że jest jednym z najsympatyczniejszych, wiecznie uśmiechniętych i skromnych szefów kuchni, jakich znamy. Rozmowy nad talerzem przygotowanego przez niego jedzenia, do których naprawdę łatwo go namówić, co chwila przerywane są wybuchami śmiechu i zabawnymi anegdotami. Nie inaczej było podczas naszej ostatniej wizyty w Klubie Wino, podczas której próbowałyśmy dań z jego lipcowej karty.
Chyba najciekawszą częścią menu tworzonego przez Damiana są przystawki do wina. Niewielkie talerzyki i miseczki kreatywnych przekąsek, którymi można zajadać się cały wieczór. I to głównie nimi raczyłyśmy się podczas naszej wizyty. Absolutnym przebojem jest dżem z boczku. Tak, z boczku. Pyszna, słodko-słona, konfiturowa pasta podana z małosolnym ogórkiem zniknęła z naszego talerzyka w ekspresowym tempie. Zagryzałyśmy ją świetną fasolką szparagową z serem emilgrana i pudrem z boczku.
Żeby nie było, że mamy jakąś boczkową obsesję – jadłyśmy z apetytem wszystko, co Damian nam serwował. Na przykład podwędzanego śledzia z sałatką ziemniaczano-buraczaną w cytrynowym majonezie czy pieczonymi batatami z sosem Cezar. Do tego pyszne białe kiełbaski w sosie z czerwonego wina z cebulą czy świetny mus z wątróbek z cebulową konfiturą. Cały ten zestaw to idealny dodatek do wina, którego pełne są regały Klubu Wino. Obsługa doradzi wam, co z czym smakuje najlepiej, ale jeśli o nas chodzi, to jedzenie i wino zawsze idą w parze – bez względu na rodzaj czy kolor.
W lipcowym menu wine baru znajdziecie też coś na większy głód. Karta dań głównych jest krótka, ale zmienia się na tyle często, że na pewno nie zdążycie się znudzić. Codziennie zjecie tu chłodnik – zawsze inny. My spróbowałyśmy oryginalnego połączenia chłodnika z pomidorów z białą kapustą i kruszonym jajkiem. Na miłośników lekkich obiadów czeka sałatka z kurczakiem, bobem i sosem Cezar, ale jest też stek i propozycje rodem z kuchni włoskiej, jak makaron z kurkami czy czarne risotto z krewetkami, czarnym czosnkiem i serem emilgrana.
No i desery. Wybierając się na obiad do Klubu Wino koniecznie zostawcie miejsce na porcję sezonowych owoców z kruszonką oblanych płynną, białą czekoladą. Coś pysznego! Najtrudniejszą decyzją naszej wizyty w wine barze było wybranie czy ten ostatni, pusty centymetr sześcienny żołądka wypełnić kolejną łyżką tego deseru czy kęsem chleba z Montagu z dżemem z boczku. Bo na wino mamy osobną przegródkę.
Zaplanujcie wizytę w Klubie Wino i spróbujcie dań z nowej karty. Możecie wybrać stolik w klimatycznym wnętrzu albo w ogródku podwórka przy Piotrkowskiej 217, które w wakacyjne wieczory rozświetlone jest girlandami małych lampek tworzących przemiłą atmosferę. Przy okazji zaczepcie Damiana i namówcie go na rozmowę – nie będziecie żałować.