Fot. Esplanada Kompania Kuflowa

Esplanada funkcjonowała przy ulicy Piotrkowskiej pod numerem 100 już przed wojną i zawsze uchodziła za lokal elegancki i ekskluzywny. Można by tu dywagować, czy nie szkoda tego niezwykłego miejsca, ale dziś już dojrzałam do opinii, że lepiej, aby pod znanym adresem funkcjonowała biesiadna Kompania Kuflowa, niż kolejny sklep z alkoholem czy artykułami za 4 zł.

Poza tym, gdyby nie historia kamienicy, nie miałabym do obecnej Esplanady żadnych zastrzeżeń. Kupuję ich stylistykę (poza kiełbasianym zegarem i żartami w toalecie – kto był, ten wie o czym mówię), uroczy kantorek kierownika, klimatyczne zdjęcia oraz spójność i dopracowanie konceptu. Kupuję też ich jedzenie, ale o tym za chwilę.

W wejściu do restauracji wita nas uśmiechnięta obsługa, która wskazuje odpowiedni stolik.  Szczerze mówiąc myślałam, że to bardziej ustalony standard niż konieczność, ale faktycznie sala (pomimo, iż był to środek tygodnia) była prawie cała zapełniona. Po zajęciu miejsc kelnerka (bądź też kelner) bez zająknięcia podaje swoje imię, informuje o aktualnych promocjach i o braku możliwości płacenia kartą (czego akurat kompletnie nie rozumiem). Jednym wychodzi to bardziej naturalnie, innym nieco gorzej, ale i tak jestem pod wrażeniem, bo obsługująca nas osoba bez problemów odpowiada na wszystkie pytania dotyczące menu. Decydujemy się na żeberka w sosie miodowo-orzechowym i pierś kurczaka z pomidorami i serem wędzonym. W trakcie czekania na jedzenie dostajemy czekadełko (kiszona kapusta i ogórki) i z zawodowego obowiązku przeglądamy wystawione na stoliku standy z promocjami. Jest tego sporo, ale całkiem sensownie uporządkowane. Mamy więc informację o truskawkowej promocji, menu dla dzieci, daniach dnia i mały słup ogłoszeniowy z winami. Oglądamy, liczymy kiełbasy na zegarze i wkrótce dostajemy gigantyczne porcje, na które, poza wspomnianymi mięsami, składają się opiekane ziemniaczki (pyszne), ryż, kapusta farmerska i surówka z białej lub czerwonej kapusty (pozostałe dodatki znacznie gorsze). Mięsa bardzo dobre – żeberka miękkie, łatwo odchodzące od kości, a pierś całkiem soczysta. Do tego kufel piwa, lampka domowego wina i bardzo przyzwoity rachunek około 50 zł, osłodzony gratisowymi kieliszkami wiśniówki.

Podsumowując – ciekawy lokal, fajna atmosfera, dobre i niedrogie jedzenie na pewno skłaniają do kolejnej wizyty. Na koniec jedna uwaga – nazwa Kompania Kuflowa sugerowałaby, że w restauracji można kupić piwo ważone na miejscu lub chociaż móc wybierać w ciekawych propozycjach. Niestety piwna nazwa kończy się na beczkach będących dekoracją wnętrza, a asortyment nie odbiega od każdego innego lokalu.

Podobne posty

Już 18 maja 2012 roku o godzinie 20.20 w strefie Off Piotrkowska (ul. Piotrkowska 138/140) ...
23 maja House of Sushi (ul. Piotrkowska 89) zaprasza na warsztaty kaligrafii. To trochę alternatywny ...
W dniach 1-2 czerwca odbędzie się w Łodzi Festiwal Viva I'Italia. Warsztaty i sesje kulinarne, ...