Food Morning

Raz na długi, długi czas zdarza mi się trafić do restauracji, która zachwyca tak, że jeszcze zanim z niej wyjdę zaczynam myśleć tylko o tym, by jak najszybciej do niej wrócić. Do takiego miejsca trafiłam w minionym tygodniu. Mieści się przy Narutowicza 59 i nazywa Food Morning.

Do Food Morning wybrałyśmy się w trójkę na wieczór w babskim gronie. Pierwsze, co uderza po wejściu do niewielkiego lokalu, to kontrast pomiędzy „najbardziej eksperymentalną kuchnią w Polsce” – jak sami o sobie piszą, a mało eksperymentalnym i dosyć prostym wystrojem. Niezobowiązujący charakter tego miejsca nie przywodzi na myśl wyszukanej kuchni, ale jak szybko się okazuje jest jego ogromną zaletą. Tuż po wejściu powitał nas Daniel – przesympatyczny kelner, a jak się okazało, również menadżer i barman (przynajmniej na ten wieczór), którego sposób bycia i zachowanie sprawiają, że od progu poczułyśmy się mile widziane i świetnie ugoszczone.

Carpaccio

Menu nie jest obszerne, ale i tak ciężko się zdecydować, co zamówić, bo wszystkie propozycje szefa kuchni brzmią zachęcająco. Zdecydowałyśmy się na małą degustację, w ramach której zamówiłyśmy carpaccio z ziemniaków na przystawkę, zupę krem dubarry z kasztanami i kolendrą oraz policzki wołowe z nasionami black quinoa i grillowanymi warzywami. Na początek podano nam starter w postaci kilku grzanek z bagietki oraz kulki wędzonego masła, którego aromat był po prostu niezwykły, a smak przypominał kremowy, wędzony serek. Od razu nabrałyśmy apetytu na więcej, bo takie rozpoczęcie kolacji dobrze wróży dalszej jej części. Po chwili na naszym stole nakrytym piękną zastawą i efektownymi sztućcami pojawiły się pincety do jedzenia warzywnego carpaccio, w którym, oprócz cienkich jak papier plastrów ziemniaka, znajdowały się karczochy, cebula, parmezan i oliwa o wyraźnie truflowym smaku. Całość po prostu pyszna. Niezwykły smak, cudowna tekstura, a do tego fajna zabawa z jedzeniem pincetą.

Żadna z nas nie wiedziała czym jest krem dubarry, ale zapytałyśmy dopiero po degustacji i próbach odgadnięcia, jakich składników użyto do przyrządzenia tej niezwykle esencjonalnej, aromatycznej i gęstej jak lekko roztopione lody zupy. Okazało się, że jest to krem z kalafiora, który świetnie komponował się z posiekanymi, smażonymi kasztanami.

krem dubarry

Na tym etapie porzuciłyśmy jakiekolwiek rozmowy na rzecz głośno wyrażanych zachwytów nad serwowanym jedzeniem. Każde danie do stołu podawał nam szef kuchni opowiadając jednocześnie, co znajduje się na talerzu i jak zostało przyrządzone. Wołowe policzki okazały się jedną z najsmaczniejszych potraw, jakie miałyśmy okazję jeść w ostatnim czasie. Z kruchym mięsem w esencjonalnym sosie, które dosłownie rozpływało się w ustach, kontrastowała tekstura maleńkich ziarenek quinoa. Dopełnieniem całości były grillowane cykorie i marchew – połączenie słodkich i lekko goryczkowych smaków, świetnie dobranych do mięsa. I kiedy myślałyśmy już, że lepiej być nie może, na stół wjechał deser. Specjalnie dla nas przygotowane połączenie firmowego, czekoladowego brownie z deserem food morning miało w sobie wszystko od pysznego, czekoladowego ciasta, poprzez czekoladową galaretkę i owocowy sorbet aż po truskawkowy mus i kilka innych dodatków. Wszystko oczywiście fantastycznie smaczne.

poliki

Nie wiem, czy była to najbardziej eksperymentalna kuchnia w Polsce, ale na pewno była to jedna z najbardziej udanych kolacji, na jakich byłam od długiego czasu. Nie tylko za sprawą jedzenia, ale też niesamowitej atmosfery panującej w Food Morning. Wnętrze, w którym czułyśmy się, jak w ulubionym, rodzinnym barze z obiadami domowymi, który odwiedza się od lat i którego właściciel zna nas z imienia, a do tego wyszukane jedzenie, jakie zazwyczaj serwuje się w napuszonych restauracjach z kelnerami pod muchą i cenami z kosmosu. Menadżer chętnie opowiadał o jedzeniu, o ofercie, o miejscu i ludziach je tworzących, a także o wykorzystywanych produktach (rzadko spotykanych w łódzkich restauracjach) i urządzeniach (jak mrożący „grill”, na którym przyrządził dla nas lodowe lizaki z musu truskawkowego). Jasne jest, że jest to miejsce tworzone przez ludzi z pasją i wieloletnim doświadczeniem, którzy otworzyli restaurację, w jakiej sami chcieliby jeść i traktują gości tak, jak sami chcieliby być traktowani.

deser food morning

Podsumowując – Food Morning to restauracja, którą po prostu trzeba odwiedzić. Zarówno dla pysznego jedzenia, jak i świetnej atmosfery. My już planujemy kolejną wizytę. Musimy spróbować grasicy z grzybowym amarantem i kilku innych pozycji z menu, które ma być zmieniane co dwa miesiące.

Podobne posty

Już 18 maja 2012 roku o godzinie 20.20 w strefie Off Piotrkowska (ul. Piotrkowska 138/140) ...
23 maja House of Sushi (ul. Piotrkowska 89) zaprasza na warsztaty kaligrafii. To trochę alternatywny ...
W dniach 1-2 czerwca odbędzie się w Łodzi Festiwal Viva I'Italia. Warsztaty i sesje kulinarne, ...