King Kong na dobre otwarty
Niedawno zapowiadałyśmy otwarcie nowej tajskiej restauracji przy Piotrkowskiej 217. Teraz wiemy już wszystko: o menu, wystroju i cenach. Jesteście ciekawi?
Od ponad tygodnia King Kong działa pełną parą. Traficie bez problemu – przez restauracją witają gości dwie palmy (żywe!), które są przedsmakiem dżungli, która czeka w środku. Bez dwóch zdań wystrój jest mocną stroną nowego lokalu. – Jest dużo zieleni i żywych roślin, a ponieważ dżungla jest barwna i różnorodna, wiele tu też kolorowych akcentów – mówi jeden z założycieli restauracji, Andrzej Gonera. Jest tropikalny las, a w nim zapomniana w gąszczu chata. Imitują ją przegradzające lokal, oplecione roślinami konstrukcje z bambusa, surowe bale drewna czy bar wyłożony blachą kortenową.
Barwny kontrast znaleźć tu można w kolorowych krzesłach, wyściełanych fotelach, a przede wszystkim w ceglanej ścianie ozdobionej wyjątkowym muralem autorstwa Bartosza Stępińskiego przedstawiającym wielobarwnego słonia. Do tego wszystkiego przemyślana zabawa światłem. Przez skierowane na północ okna do lokalu dociera niewiele światła, ale z pozornej wady uczyniono zaletę restauracji. Celowo stworzono tu klimatyczny półmrok, jaki towarzyszyłby nam w najbardziej zarośniętych rejonach tropikalnego lasu. Światło wpada na salę przez przeszkloną część kuchni, całości dopełniają designerskie lampy i neony będące tajskim zapisem słów „witaj” i „King Kong”.
Czas poznać menu autorstwa Magdy Klimczak. Tutejsza kuchnia wyposażona jest w prawdziwy grill drzewny – to właśnie na nim wypiekane są sataye, czyli szaszłyki z odpowiednio przyprawionym kurczakiem, krewetkami czy wieprzowiną (5 szt. za 17 zł). W dziele przystawek znajdziecie także smażone pierożki, spring rolls i bao (9 zł za sztukę), czyli azjatyckie parowane bułeczki wypełnione orientalnymi dodatkami (obowiązkowo trzeba spróbować konfitowanej kaczki z sosem hoisin). W jesienno-zimowym okresie popularnością na pewno będą się cieszyły sycące zupy. Nie mogło zabraknąć tom kha gai z mlekiem kokosowym i kurczakiem (15 zł) czy laksy z grillowanym stekiem wołowym (32 zł), ale są też mniej oczywiste propozycje, na przykład wegańska zupa z ryżu jaśminowego (14 zł) czy pikantno-słodki bulion z kaczki (26 zł).
Jeśli Tajlandia to również curry w sześciu różnych odsłonach (28-36 zł) i oczywiście pad thai (28-36 zł). Do smażonego makaronu ryżowego z jajkiem można wybrać tofu, krewetki lub kurczaka albo też zdecydować się na inną propozycję z działu „stir fry”, na przykład pikantną wołowinę w tajskiej bazylii z ryżem jaśminowym. Jest też słodki finał – King Kong na deser proponuje pudding z tapioki z mango lub smażone banany z karmelem solonym miso. Co ważne, w restauracji bez problemu dania dla siebie znajdą weganie, osoby z nietolerancją glutenu czy laktozy. Poza potrawami, mocną stroną restauracji mają być też koktajle. Do ich przygotowania również wykorzystano składniki charakterystyczne dla kuchni tajskiej: liście kafiru, galangal, kolendrę czy trawę cytrynową, które w lemoniadach (do wyboru: lychee, kafir i limonka lub marakuja z imbirem, każda za 12 zł) i drinkach alkoholowych tworzą nowe, zaskakujące kompozycje smaków.