Kolacje w ciemności od marca w Farina Bianco
Oto pierwsza w historii Jemy w Łodzi relacja, z której nie ma żadnego zdjęcia jedzenia. Dlaczego? Bo to pierwsza w moim życiu kolacja, na której nie widziałam, co jem.
Proszę wyłączyć telefony, zdjąć fluorescencyjną biżuterię, zostawić wszystkie urządzenia, które mają choćby najmniejszą świecącą diodę – podczas kolacji ma panować absolutna ciemność. Proszę słuchać poleceń prowadzącego, kelnerki za chwilę wprowadzą was na salę. Połóżcie dłoń na ich ramieniu, dziewczyny dwójkami poprowadzą gości do stolików. Uwaga – wchodzimy!
Wejście do sali zabezpieczone jest podwójnymi kotarami, za którymi faktycznie zapadają egipskie ciemności. Prawą ręką dotykam oparcia krzesła, lewą stołu. Siadam. Zaczynam oswajać przestrzeń na stole: po lewej stronie dwa komplety sztućców, po prawej wilgotny ręcznik, dalej szklanka. – Wybiera pani napój niegazowany czy gazowany? – pyta kelnerka. Magda wybiera gazowany, ale nie ma pewności, czy jest to cola. Zmysły zaczynają trochę wariować. Oczy widzą jeszcze jasną poświatę, oddech staje się przyśpieszony – po kilku minutach wszystko wraca do normy.
Przewodnikiem kolacji w ciemności jest przyjemny, męski głos (pod koniec będziemy zgadywać, jak wygląda jego właściciel). Najpierw przystawka. Można jeść sztućcami, ale większość sięga do talerza rękami. Przy kolejnych daniach rządzi metoda pośrednia, czyli jedzenie nakładane na widelec palcami. Największa niespodzianka – goście nie mają pojęcia, co jest w menu i nie dowiedzą się do samego końca kolacji (dania zostaną zaprezentowane po zapaleniu świateł). Zmysły znów zaczynają płatać figle. Wszyscy próbują przywołać z pamięci znajome zapachy, smak i tekstury. Czasami strzelamy w dziesiątkę, czasami pomysłów jest więcej niż uczestników eventu.
Na wizytę w restauracji zarezerwujcie mniej więcej dwie godziny. Na naszej przedpremierowej kolacji były trzy dania (przystawka, danie główne i deser – całe szczęście nie było zupyJ), do tego zimne napoje i kieliszek wina. Pomiędzy daniami dodatkowe atrakcje związane z rozpoznawaniem zapachów i kształtów. Po kolacji powoli oswajamy się ze światłem, a szef kuchni zradza, jakie składniki wykorzystano w poszczególnych potrawach. Co ważne, przed rozpoczęciem możecie wybrać czy chcecie zjeść danie wegetariańskie, rybę czy mięso.
Podsumowując: szczerze polecam, bo to wyjątkowe doznanie, nie tylko kulinarne. W ciemności traci się nie tylko poczucie orientacji, ale również czasu. Spróbujcie swych sił w rozpoznawaniu smaków, bawcie się i cieszcie się w pełni swoim towarzystwem – to kolacja bez robienia zdjęć na Instagram, odbierania telefonów, pikających komunikatorów i ukradkowego przeglądania Facebooka (a panie nie muszą poprawiać pomadki J). Jeszcze jedna rzecz warta podkreślania – event jest bardzo profesjonalnie przygotowany.
Jeżeli chcielibyście wziąć udział (warto!), podrzucam garść informacji organizacyjnych. Jak już wspomniałam, kolacje odbywają się Farinie Bianco, która dołączyła właśnie do międzynarodowego programu Dine in the Dark. Wydarzenie rusza od 15 arca, miejsca możecie już rezerwować przez stronę www.dineinthedark.pl. Do wyboru dwie opcje menu: przystawka i danie główne za 119 zł lub pakiet VIP za 149 zł od osoby, który dodatkowo zawiera deser i kieliszek wina. Możecie zaprosić bliską wam osobę lub też podarować jej voucher na kolację w prezencie (te dostępne są na stronie www.wyjatkowyprezent.pl).