Kzrywe Szklanki w Krzywej Kamienicy
Próchnika 53 – zaledwie 10 minut spacerem od Piotrkowskiej, by zaliczyć kolejne gastro otwarcie w mieście.
Kojarzycie krzywą kamienicę u zbiegu ulic Próchnika i Lipowej? Jako mieszkanka Śródmieścia obserwuję ją od lat. To niepowtarzalne miejsce – budynek zajmuje cały róg i jest zaokrąglony. Przez wiele lat był opuszczony, to cud, że udało się go uratować. Wszystko za sprawą dwóch pasjonatów, którzy podjęli się rewitalizacji i otworzyli w tym miejscu aparthotel. Teraz dołączyła restauracja.
Krzywa Kamienica nie ma łatwo – cała ulica Lipowa jest rozkopana, po remoncie zmieni się też kierunek jazdy. Na szczęście na miejscu (w bramie) czeka na was własny parking hostelu i restauracji. Miejsce jest często wybierane przez turystów spoza Łodzi – nic dziwnego, do Piotrkowskiej mogą się przejść spacerem. Zajrzałam do pokoi z aneksem kuchennym (nowiutkie i fajnie urządzone), kameralnej sali konferencyjnej i ogródka znajdującego się przy parkingu. Z czasem na pewno się zazieleni, a zimą może nawet zostanie przekształcony w zimowy ogród. Stąd już jeden krok dzieli nas od eleganckiego wnętrza lokalu.
Od ulicy wita nas klimatyczny bar, dalej wnętrze urządzone jest w podobnym stylu – z siedziskami w kolorze butelkowej zieleni kontrastują geometryczne biało-czarne wzory na ścianach, całość dopełniają lustra. Nazwa restauracji to Kzrywe Szklanki. Nie, nie zrobiłam literówki, choć od niej właśnie się zaczęło. – W którejś z wiadomości wkradł się czeski błąd, a potem uznaliśmy, że w naszej kamienicy nie ma nic prostego, więc niech tak zostanie – śmieje się Justyna, managerka aparthotelu. Przyznaje, że dziwna nazwa zwraca na siebie uwagę, pisze się ją z błędem, ale wszyscy wymawiają po prostu „krzywe”.
Zaraz poznamy menu. Przygotował je Michał Rózga, którego spotkałam wcześniej w innej restauracji. Jestem spokojna o mięsne dania – po kilku latach pracy z wysokiej jakości wołowiną, doświadczeniem w sezonowaniu, rozbiorze i przygotowaniu steków, wiem, że będzie dobrze. Jeśli mięso, to oczywiście tatar – od niego zaczynamy wizytę w Kzrywych Szklankach. Forma może niektórych zaskoczyć. W czasach, gdy kucharze prześcigają się w oryginalności dań i formie podania, tu króluje całkowita prostota. Mięso ma się obronić samo (nie jest nawet przyprawiane solą i pieprzem). Jego naprawdę dużej porcji (180 g) towarzyszy jedynie cebula i ogórek (standardowo żółtko, ale obsługa pyta, czy je podawać). – Za takim tatarem tęsknił jeden z właścicieli. Na początku nie byłem przekonany, ale teraz zmieniłem zdanie i widzę, że goście doceniają taką formę – mówi Michał.
Ja też pamiętam taki tatar, mięso bardzo dobre, ale chyba poprosiłabym o doprawienie przez fachowca 😉 Jeżeli nie jecie mięsa, możecie zdecydować się na lekką sałatkę z kremową burratą (całość podkręcona bazyliowym aioli). Spróbowałam też dobrego dorsza z dressingiem cytrynowym i gładkim puree ziemniaczanym. Wśród dań głównych możecie również wybrać stek wołowy (55 zł), polecane poliki wołowe w sosie z czerwonego wina (43 zł), pierś kurczaka z pieczarkami portobello (31 zł) czy risotto w dwóch odsłonach (z krewetkami lub borowikami).
Dania główne dostępne są każdego dnia od 14.00 do 21.00, ale jak przystało na restaurację przy hostelu, od rana można tu wpaść na śniadanie. Między 7.30 a 10.00 dostępne są jajecznice z dodatkami, wytrawne omlety, a na słodko naleśniki lub amerykańskie pankejki (ceny wahają się od 14 do 25 zł za najdroższe śniadanie angielskie). Potem krótka przerwa w pracy i na salony wkracza podstawowe menu, w którym poza wspominanymi daniami znalazło się też miejsce dla sałatek, makaronów, zup i burgerów. Od września restauracja planuje ruszyć z codziennymi lunchami.
Było dużo o jedzeniu, wróćmy więc jeszcze na chwilę do baru. Poza standardowymi alkoholami znajdziecie tu rzemieślnicze piwa z łódzkiej Piwoteki i kartę drinków w wyjątkowo atrakcyjnych cenach. Cosmopolitan, Cuba Libre, Whiskey sour, Sex on the beach czy Pinacolada kosztują tu zaledwie 17 zł!