Lepią pierogi i pomagają dzieciakom
Dziś będzie podwójnie nietypowo. Po pierwsze napiszemy o pierogarni nie z Łodzi, a ze Zgierza, po drugie – w tym lokalu tak samo ważna jak jedzenie jest jego charytatywna misja.
Co było pierwsze, gotowanie czy pomaganie? – Gotowanie, ale u nas tematy te ściśle się ze sobą wiążą – przyznają Gosia i Jacek, założyciele PIRÓGlorii ze Zgierza (ul. Dąbrowskiego 6). Gosia z zawodu jest kucharką. Na jednym z obozów harcerskich (na których organizowała hufcową kuchnię) razem z mężem zetknęła się z młodzieżą z ośrodka szkolno-wychowawczego. Zaczęli im okazyjnie pomagać, z czasem pomoc ta zaczęła się rozwijać na tyle, iż postanowili założyć własną fundację. Obecnie (poza codzienną działalnością) tworzą przejściowe schronisko, w którym młodzi ludzie wchodziliby w samodzielne życie po pobycie w ośrodku. Aby zdobyć fundusze na jego organizację starają się o dotacje, pozyskują sponsorów, a również … lepią pierogi, ponieważ zysk z restauracji w całości przekazywany jest na cele statutowe Fundacji Wasza Szansa.
Zaczęło się od małego baru, od października PIRÓGloria przeniosła się do większego miejsca przy Dąbrowskiego 6. Zgodnie z nazwą, jej specjalnością są pierogi – duże, zawsze przygotowywane na bieżąco. Największą popularnością cieszą się te klasyczne (z mięsem, kapustą i grzybami oraz z serem), ale wiernych fanów mają też mniej typowe propozycje, jak na przykład smażone pierogi z kurczakiem i warzywami czy pierogi z wątróbką lub kaszanką. Te z wody kosztują 1,5 zł za sztukę, smażone są 30 groszy droższe. Są również pielmieni, a lada moment w ofercie pojawią się inni pierogowi kuzyni ze wschodu (hinkali, manty). Dodatkowo w Pieróglorii można zjeść wołowego burgera w bułce własnego wypieku, placki ziemniaczane czy barszczyk czerwony z pasztecikiem. – Te dania powstały głównie z myślą o stałych gościach, chcemy by mieli urozmaicenie – mówi Jacek.
Choć lokal posiada własnych pracowników, do współpracy zaprasza wszystkich podopiecznych z ośrodka (Gosia organizuje też dla nich szkolenia kucharskie). Gosia i Jacek wiedzą, że mają jeszcze sporo pracy przed sobą, ale dzielnie walczą – o fundusze, nowy sprzęt do kuchni i oczywiście o gości. Sami przyznają, że restauracji zdarzyło się zaliczyć wpadki (problemy z ogrzewaniem sali zimą czy niezrealizowanie niektórych świątecznych zamówień). Cenię to, że potrafią się szczerze przyznać i wyciągają wnioski na przyszłość. Nie jadłam jeszcze tutejszych pierogów, ale obiecuję, że wybiorę się do Zgierza i jeśli będą mogła służyć gastronomiczną radą, na pewno to zrobię, bo szczerze kibicuję PIRÓGlorii. Nie zastaniecie tu offowego wystroju, prosecco i kelnerów z brodami, ale tu ludzie gotując pomagają dzieciakom i uważam, jest to jest super.