Mangal – świetna metamorfoza!
Pyszne jedzenie mieli od dawna. Teraz mają równie atrakcyjny wystrój. Gwarantuję, że jeszcze dzisiaj zarezerwujecie stolik.
Mangal (Piotrkowska 71) to od lat jeden z moich gastro pewniaków – ile razu u nich byłam, nigdy nie zaliczyli wtopy. Jeśli macie ochotę na mięso, najlepiej zjeść je na miejscu: prosto z drzewnego grilla, idealnie soczyste. Nie przyznaję się szefowi restauracji, ale na wynos też zamawiam. Są hitem na domówkach, podobnie jak wszystkie tutejsze mezze, po prostu stworzone do dzielenia się jedzeniem. Ale teraz po metamorfozie przenoszę się z imprezami na miejsce, bo to wnętrze po prostu się o to prosi!
W Mangalu mają oczywiście kuchnię turecką – to już pierwszy krok do sukcesu. Nic dziwnego, że cieszy się ona powodzeniem na całym świecie. To comfort food, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Po pierwsze mezze, czyli małe talerzyki: kolorowe i różnorodne. Hummus (możliwe, że najlepszy w mieście), smażony bakłażan w różnych odsłonach, szpinak z cebulą, czosnkiem i śmietaną, zielona fasolka – warzywne opcje, którymi zajadają się też mięsożercy.
Po drugie – mięsa z grilla! Ten w Mangalu jest gigantyczny, opalany węglem drzewnym. Wiecie, że to nie jest pic na wodę, ten aromat wyczuwa się w mięsie. A to jest tutaj prima sort. – Tylko ze sprawdzonego źródła, a wszystko przygotowujemy na miejscu. Sami rozbieramy mięso, tak samo sami szykujemy je na döner kebap – mówi Omer Ataseven. Do wyboru macie między innymi jagnięce szaszłyki, żeberka i kotlety, smażoną wołowinę lub kurczaka w równych postaciach, kebap i ten wypas ze zdjęcia, czyli mięsną ucztę dla 2 lub 4 osób.
Po trzecie – Turcy potrafią też w mąkę. Tutejsza pizza jest super alternatywą dla tej włoskiej (dostępna w 8 wersjach), do tego lahmacun (podpłomyk z dodatkami), turecki chleb, simity (tureckie bajgle). A po czwarte – tutejszy sernik! Ja bardzo byście się nie najedli, bierzcie sernik! Choć nie brzmi jak turecki przysmak, naprawdę nim jest i różni się od ciast, które znamy za sprawą mega kremowego serka, który rozpływa się w ustach (najlepiej w połączeniu z płynną czekoladą).
Do brzegu – przecież to miał być artykuł o nowym wnętrzu! Wywrócili Mangal do góry nogami: subtelnie błękitne ściany, jasnoszare wyściełane meble na zamówienie, lustra, które powiększają optycznie przestrzeń. Jest elegancko, z klasą, ale nie sztywno. I co najważniejsze, restauracja powiększyła się o górną salę, która może pomieścić nawet 60 osób. Jest część główna, ale też kameralna przestrzeń VIP dla 10 osób, którą można połączyć z pokojem dla dzieci. Nie żadnym kącikiem zabaw, to pełnowymiarowy pokój pełen zabawek, pachnący nowością i czystością (mamy maluchów wiedzą, o co mi chodzi). Fajnie, że zamiast różu i błękitu pojawiła się tu tapeta z dinozaurami – dla dzieci, ale niebanalnie.
Możecie zarezerwować stolik, możecie wynająć całą górę. I zamówić specjalne jedzenie spoza menu, które idealnie sprawdzi się na imprezę, na przykład wielką deskę mięs czy serwowaną przy gościach nadziewają jagnięcinę. Wraz z salą powiększyła się też karta alkoholi i koktajli. Jest tureckie piwo, wysokoprocentowe trunki, klasyczne drinki, a na ciepłe dni – Mojito w 4 różnych odsłonach.
Mangal zaczyna pracę od 10.00, a menu nadal otwierają tureckie śniadania. Często pytacie, gdzie zjeść w mieście po 22.00. Właśnie tutaj: od niedzieli do czwartku restauracja pracuje do 23.00, w weekendy przynajmniej do północy.
I sernik, pamiętajcie o serniku 🙂