Montenegro

Zeszłoroczny urlop spędziłem na ponad dwutygodniowym podróżowaniu po Serbii i Czarnogórze. Po powrocie długo wspominałem pyszne sery, domową szynkę, przednie wina i klasyczne dania mięsne – cevapcici czy pljeskavicę. W niecały miesiąc po przybyciu do kraju, zdecydowałem się więc odwiedzić Montenegro, łódzki lokal serwujący typową kuchnię bałkańską.

Lokal usytuowany jest w centrum, przy ulicy Wólczańskiej 51. Budynek nie prezentuje się za okazale. Na zewnątrz latem grill i duży parasol, mające stanowić namiastkę ogródka, niestety okolica mało ciekawa, pod parasolem nie przyszło mi więc jeszcze zająć miejsca ani razu. Wewnątrz trochę lepiej – wystrój wzbudził we mnie jednak bardzo mieszane uczucia. Przydałoby się więcej finezji i dobrego smaku, tak by miejsce to miało bardziej bałkański charakter. Na podłodze panele, proste krzesła i stoły w kolorze ciemnego brązu, poprzykrywane białymi obrusami. Ściany pokryte lakierowanymi deskami w kolorze zbliżonym do koloru mebli. Wygląda to dość staroświecko i przygnębiająco, szczególnie gdy w lokalu prawie nikogo nie ma. W restauracji zawieszono kilka kiczowatych zdjęć i obrazków z Czarnogóry. Wrażenie robi jedynie północna ściana dużej sali pokryta kamieniem, będącym jednocześnie  płaskorzeźbą przedstawiającą monastyr Ostrog, obok kominek, wszystko to wygląda dość ciekawie.

Po prawo mniejsza sala z dobrze zaopatrzonym barem. W lokalu jest także mała salka vipowska, którą przyszło nam zarezerwować internetowo. W sobotę wszystko było gotowe na nasze przyjście – stoliki bardzo ładnie zastawione (kieliszki, serwety itp.)
Spory jest wybór napojów, w szczególności alkoholowych. W menu znalazły się zarówno wódki czyste i kolorowe, whisky, brandy, drinki jak i czarnogórskie wina i niestety już bardziej nam znane piwa, w tych ostatnich ciekawszą pozycją jest jedynie Paulaner w cenie 10 zł. Menu jest dość obszerne. Najwięcej miejsca zajmują w nim mięsa, nie zabrakło jednak również ryb jak i licznych sałatek, znalazły się także przekąski na zimno i ciepło, desery i ciorby, czyli zupy bałkańskie.

Wcześniej w restauracji próbowałem klasycznego cevapcici, czyli grillowanych paluchów z mięsa siekanego. Jadłem także pljeskavicę (bryzol) w kilku wersjach. Większość dań dostępna jest w dwóch cenach. Dla przykładu, typowe cevapi z frytkami lub ziemniakami (te bowiem są wliczane w cenę) kosztuje 15zł lub 21zł w zależności od wielkości dania. Małe porcje są dość obszerne, o dużych nawet nie wspomnę. Sam, zawsze w pełni najadam się małą porcją, do której dodatkowo biorę bukiet surówek. Do mięs dodawany jest także biały i czerwony sos. Jak widać cena takich dań jest więc bardzo atrakcyjna – pamiętać jednak należy, że cevapcici czy pljeskavia nie są zbyt wyszukane pod względem smaku czy formy – to raczej odpowiednik naszego schabowego, czy mielonego z ziemniakami – swoisty must-eat kuchni bałkańskiej Jeżeli wasze podniebienia szukają bardziej wyrafinowanego połączenia składników, radzę jednak wybierać inne pozycje z karty.

Montenegro

Tym razem zdecydowałem się na papryczki faszerowane serem na ostro i sałatkę serbską. Reszta znajomych postawiła na bardziej klasyczne dania mięsne. Przy okazji spytaliśmy czy istnieje możliwość płatności osobno za siebie, jest to bowiem rozwiązanie wygodne dla klienta w przypadku większej grupy osób. Dla obsługi chyba już nie, gdyż pani powiedziała, że lepiej jeżeli dostaniemy jeden wspólny rachunek, gdyż nie pamięta już kto jaki napój zamawiał. Ostatnio w Le Loft nie było z tym żadnych problemów -minus dla obsługi Montenegro.

Po około 20-25 minutach zaczęto podawać nasze zamówienia. Podczas wcześniejszych wizyt zawsze czekałem na danie maksymalnie 15 minut, tym razem czas się wydłużył ze względu na serwowanie posiłku ośmiu osobom jednocześnie. Dokładniej zaś siedmiu, okazało się bowiem, iż mimo wcześniejszego dopytywania o jedno z dań, kelnerka zapomniała przekazać zamówienie do kuchni. Naszej znajomej przyszło więc poczekać na swoją porcję chwilę dłużej (na szczęście raptem 5-7 minut), mimo wszystko obsługa zarabia tego wieczoru drugiego minusa. Szkoda, gdyż wszystkie moje wcześniejsze wizyty były pod tym względem nienaganne.

Dania, tak jak pisałem wcześniej, są dość duże, czym każdy jest miło zaskoczony. Na stole ląduje jednak tylko jeden zestaw sosów, powinny być zaś minimum trzy. Biorę się za jedzenie. Papryczki faszerowane są rewelacyjne! Serwowane na zimno, zachwycają swoją miękkością i smakiem nadzienia. Ser jest dość pikantny, jednocześnie rozpływa się w ustach. Sałatka serbska nie zrobiła już na mnie tak dużego wrażenia. To zwykła kompozycja pomidora, cebuli, ogórka, papryczek i oliwy. Czuć, że wszystkie składniki są świeże i za to należy się plus, dodano jednak nieco zbyt dużo octu winnego – preferowałbym nieco delikatniejszy smak. A co sądzi reszta o swoich daniach? Większość jest w miarę zadowolona, choć jedna koleżanka dostaje niestety lekko niedopieczone cevapcici, drugiej zaś brakuje w smaku mięsa wyrazistości, werdykt – powinno być lepiej i mocniej doprawione. Ja akurat na mięsa nie mogłem nigdy narzekać.

Pomimo przepełnionego żołądka zamawiam deser, banana pieczonego w koniaku z bitą śmietaną – smaczny, mam jednak wątpliwości czy faktycznie pieczony w koniaku, spodziewałem się, że będzie nim również polany lub chociaż wyczuję alkohol w smaku, tak się jednak nie stało. Deser był za to estetycznie podany – przyozdobiony bitą śmietaną i polany obficie płynną czekoladą, o czym o dziwo nie wspomina menu. Może więc całkowicie zastąpiono koniak czekoladą?

Dodam jeszcze, że od godziny 20.00 w piątki i soboty w głównej sali występuje duet wokalno-gitarowy, który z pewnością umili chwile spędzone przy stoliku grając bałkańskie kawałki. Za kolację dla 8 osób przyszło nam ostatecznie zapłacić 293zł, rachunek podano w porcelanowej szkatułce wypełnionej cukierkami. Kwota widniejąca na paragonie nie była wg mnie wygórowana. Poza głównymi daniami kilka osób zamówiło bowiem dodatki, desery, czy droższe piwa. Dla porównania, podczas jednej z wcześniejszych wizyt w tej restauracji przyszło mi zapłacić 44zł za dwa dania z frytkami, bukietami surówek i napojami – to niewiele.

Restaurację Montenegro oceniam raczej pozytywnie. Nie przypadł mi do gustu ogródek jak i staroświecki, nieprzemyślany wystrój wnętrz. Także obsługa, choć tylko podczas jednej z pięciu wizyt, nie spisała się na medal. Brak możliwości rozdzielenia rachunku na każdego z biesiadników można jeszcze pominąć, gorzej z przeoczeniem jednego z zamówień. Po stronie plusów – korzystne ceny oferowanych dań, bogate menu, duże porcje i  dobra lokalizacja. Jedzeni – opinie uczestników ostatniego wieczoru były podzielone. Ja raczej się nie zawiodłem, zarówno teraz jak i wcześniej. W Montenegro można bowiem dość tanio i smacznie najeść się do syta, co ważniejsze, mało który lokal w Łodzi ma w swojej ofercie dania bałkańskie. Restauracja będzie dobrym miejscem na obiad z rodziną, spotkanie we dwoje czy wieczór w większym gronie znajomych.

Ocena:
Jedzenie: 7/10
Wystrój: 4/10
Obsługa: 6/10
Jakość/cena: 8/10

Podobne posty

Już 18 maja 2012 roku o godzinie 20.20 w strefie Off Piotrkowska (ul. Piotrkowska 138/140) ...
23 maja House of Sushi (ul. Piotrkowska 89) zaprasza na warsztaty kaligrafii. To trochę alternatywny ...
W dniach 1-2 czerwca odbędzie się w Łodzi Festiwal Viva I'Italia. Warsztaty i sesje kulinarne, ...