O przyszłości Piotrkowskiej
Długi majowy weekend to tradycyjnie początek sezonu ogródkowego na Piotrkowskiej. W tym roku tematem numer jeden jest jednak nie kolor parasoli, a trwający na ulicy remont.
Po tak długo trwającej zimie marzą nam się ciepłe wieczory spędzone przy kuflu zimnego piwa w jednym z letnich ogródków. Rozpoczynająca sezon majówka w tym roku zaskoczyła nas jednak nie najlepszą pogodą (wbrew optymistycznym prognozom), ale również znacznie ograniczonym terenem ulicy, na którym z ogródków można korzystać.
Remont jak zwykle nie zmieścił się w planowanych terminach, restauratorzy liczą straty, a my zamiast spacerować po deptaku, przedzieramy się przez błoto, dziury i góry materiałów budowlanych. Oczywiście w tej sytuacji nie może obejść się bez pytań: czy modernizacja Piotrkowskiej przywróci jej dawną świetność, czy remont był konieczny i czy nie można było zdążyć przed sezonem?
Cóż, krytykuje się łatwo, trudno jest zaś znaleźć rozwiązanie satysfakcjonujące wszystkie strony i gwarantujące sukces Piotrkowskiej. Od czasów świetności ulicy minęły prawie dwie dekady i z pewnymi zmianami trzeba się po prostu pogodzić (jak z tym, że na zakupy będziemy chodzić do galerii handlowych) i nie pomoże tu ani remont, ani przywrócenie ruchu drogowego.
Handel nie, ale rozrywka jak najbardziej tak. Ilością zabytków nie mamy szans konkurować z Krakowem czy Warszawą, nie mamy rynku jak Poznań czy Wrocław, ale możemy mieć oryginalną, pełną atrakcji, najdłuższą rozrywkową ulicę w Europie i uczynić ją magnesem przyciągającym zarówno mieszkańców, jak i turystów.
Niech remont będzie początkiem zmian (bez dalszego rozwodzenia się, czy obecna koncepcja jest słuszna i najlepsza). Niech miasto dopuści do głosu młodych kreatywnych, którzy kochają Łódź, nawet, jeśli jest to miłość trudna i nieodwzajemniona. Niech menagerem Piotrkowskiej zostanie nie urzędnik Ratusza, a całkiem niezły imprezowicz z głową pełną nieżenujących pomysłów i chęcią do działania, a Urząd Miasta nich nie podcina mu skrzydeł biurokratycznymi procedurami. Czy chcę mieć tu drugi Berlin? Nie – chcę mieć pierwszą Łódź!