Czy mamy kolejną restaurację, do której trzeba będzie ustawić się w kolejce? Być może. A czy oczekiwanie na stolik zostanie wynagrodzone genialnym azjatyckim jedzeniem? Z pewnością! 

Pan Bao, to postać, która istnieje naprawdę, a jest nim Nam Tran Quang, który razem ze swoją żoną (pomysłodawczynią konceptu) Kingą Tran są właścicielami restauracji. Jeśli macie świra na punkcie kuchni azjatyckiej, to trafiliście pod dobry adres – tutaj rządzi azjatycki comfort food. Sprawdźcie co Pan Bao serwuje w lokalu przy Armii Krajowej 39.

Street food w świetle neonów

Wnętrze lokalu różni się od typowych azjatyckich restauracji, które bogate są w kolory i niezliczoną ilość dekoracji, za to często ubogie w wystarczającą przestrzeń dla gości. Co prawda w Panu Bao nie ma zbyt wielu stolików, za to dzięki ogromnym oknom, jasnym kolorom ścian oraz przede wszystkim wysokiemu sufitowi, można tu przyjemnie odetchnąć. W wystroju nie zabrakło azjatyckiego pazura, czyli wielkiej grafiki tygrysa wzbogaconej o neony autorstwa Igora Jankowskiego z Zostaw To Nam. Igor jest twórcą całej restauracyjnej szaty graficznej, także logo. Neony zawieszone na ścianach mają oddać streetowego ducha restauracji i doskonale sprawdzają się w tej roli. Wszystko urządzone ze smakiem – estetycznie, elegancko, a przy tym niewymagająco i komfortowo. Dzięki czemu każdy odnajdzie się w tym wnętrzu, niezależnie od okazji. Taki też był zamysł Nama, również w daniach, których za chwilę spróbujemy. 

Co łączy Amerykę z Azją?

Menu to mieszanka kuchni koreańskiej, tajskiej, wietnamskiej, japońskiej i… amerykańskiej. Możecie wypuścić powietrze – nie chodzi o burgery. Zjecie tu typowe dania kuchni azjatyckiej: bao buns, tom yum, pho, pad thai, ramen albo autorskie udony. A co powiecie na udon and cheese? Amerykański klasyk skąpany w serowym sosie z dodatkiem boczku i pokruszonych nachosów ale serwowany z udonem (30 zł). My zostawimy go na następną wizytę, tym razem spróbowałyśmy autorskiej kompozycji udon Bangkok – żółte curry z serową nutą, cukinią, żółtą papryką, pieczarkami, prażoną cebulą i piersią z kaczki z chrupiącą skórką (46 zł). Danie idealne na kapryśne, chłodne i deszczowe pogody jakie mamy teraz – otulające, kremowe i bardzo sycące. Serwowane w misce poprawiającej nastrój. Zamówicie je też w opcji wegańskiej z tofu (31 zł).

Ośmiornica w bułce – to nam się spodoBAO

Oczywiście, że są – nazwa restauracji zobowiązuje – bao buns. Zacznijmy od podstaw, czyli bułeczki – jest większa niż zwykle, elastyczna, pulchna i wilgotna nawet po kilkunastu minutach sesji zdjęciowej. Do wyboru mamy pięć rodzajów: Phuket z krewetkami królewskimi, Miami z panierowanym kurczakiem w sosie maślanym, Masny vegan z szarpaną sojowiną i nasi wybrańcy, czyli Spicy seul i Dr octopus. Pierwsza, to wołowina smażona w sosie chilli, japoński majonez, sriracha mayo i prażona cebula (23 zł) – do tego momentu robi się pikantnie, czyli jeśli już trochę mnie poznaliście (Olę), wiecie że może być ciężko. Dodatek zielonego ogórka i roszponki sprawił, że smak się zrównoważył i odświeżył co w efekcie dao bao idealne nawet dla mnie. Druga bułeczka, kontrastująca z poprzednią (czarna) z macką ośmiornicy, zielonym ogórkiem, roszponką i ryżem podsmażanym w paście z tamaryndowca (27 zł). Dobrym pomysłem jest dodanie pasty z tamaryndowca do ośmiornicy, która w towarzystwie kwaśnego dodatku czuje się i smakuje wyśmienicie. Bułeczki bao są dość duże i choć na horyzoncie pojawiały się kolejne dania, pochłonęłyśmy je w całości.

Poszukiwacze orientalnych doznań, mamy coś dla was

Larb, czyli pikantna sałatka z mielonego mięsa pochodząca z Laosu. W Panu Bao podają ją jako danie główne z ryżem. Łączy ze sobą pięć głównych smaków: pikantny, kwaśny, słony, gorzki i słodki, a każdy z nich doskonale wyczuwalny. Mamy tu mięso wieprzowe, sos rybny i ostrygowy, siekane chili, podsmażoną czerwoną cebulę, czosnek, sok z limonki oraz dominujący smak świeżej mięty wietnamskiej przypominający kolendrę (32 zł). Mimo, że (dla mnie) to danie jest bardzo pikantne, to zarazem tak wciągające, że po chwili oddechu sięgałam po więcej. Musicie tego spróbować. A jeżeli takie smaki wam nie w ząb, to sięgnijcie po Luc lac czyli wietnamski street food w słodko – ostrej odsłonie. Panierowane kawałki kurczaka lub wołowiny w panko smażone na maśle z dodatkiem sezamu, chili i sosu ostrygowego (31/ 36 zł). 

Bubble tea inaczej

W menu nie zabrakło słodkości. Znajdziecie w nim bao z nutellą, bananem, mascarpone i prażonym orzechem (22 zł) lub banany w cieście podawane z lodami (19 zł). Nie mniej słodkie są tutejsze lemoniady z galaretką kokosową, w krajach azjatyckich również występujące pod nazwą bubble tea. Choć ich intensywny kolor może przywołać na myśl sztuczny smak, to tak naprawdę są bardzo owocowe, orzeźwiające i lekko kwaskowe, a przegryzanie kokosowych galaretek to dodatkowy fun. Dostępne w czterech smakach, 16 zł każda. Z napojów jest także thai tea na bazie mleka kokosowego (17 zł), matcha latte (18 zł), oraz kawa po wietnamsku (16 zł). 
Niebawem dołączą też lekkie napoje alkoholowe i kolorowe koktajle – aktualnie dostępne w wersji 0% (mojito virgin i aperol spritz virgin). 

Dogs friendly

Pan Bao zaprasza codziennie od 12.00 do 22.00. W weekendy robi się tłoczno więc nastawcie się, że możecie poczekać na stolik w kolejce przed lokalem. Dużo łatwiej się stoi jak już wiecie, że warto. Możecie zabrać ze sobą czworonożnego psyjaciela – pieski są tu mile widziane. 

Podobne posty

Już 18 maja 2012 roku o godzinie 20.20 w strefie Off Piotrkowska (ul. Piotrkowska 138/140) ...
23 maja House of Sushi (ul. Piotrkowska 89) zaprasza na warsztaty kaligrafii. To trochę alternatywny ...
W dniach 1-2 czerwca odbędzie się w Łodzi Festiwal Viva I'Italia. Warsztaty i sesje kulinarne, ...