Pan Miyagi – nowoczesna kuchnia azjatycka Bartosza Brogowskiego
Aby zjeść ryż z rozpływającym się w ustach brzuchem trzeba wybrać się na Tatrzańską. Znany z Hell’s Kitchen kucharz właśnie ruszył na swoje, a my musiałyśmy go odwiedzić.
Niektórzy będą znać Bartosza Brogowskiego z telewizyjnego show, ja bardziej z łódzkich restauracji, między innymi Otwartych Drzwi czy Sote w NoBo Hotelu. Kojarzę go więc z kuchnią włoską, fine dining, a teraz przyszedł czas na Azję w jego autorskim wykonaniu. By się przekonać, jak smakuje, czeka mnie wycieczka na Zarzew, a dokładnie na Tatrzańską 78, gdzie mieści się jego lokal nazwany imieniem mistrza z Karate Kid.
Dlaczego ta okolica? – Po prostu brakowało tu podobnego miejsca – mówi Bartosz. Spotykamy się we wtorek, tego dnia lokal jest nieczynny, ponieważ szef szykuje produkcje na cały tydzień (pomimo to, cały czas ktoś łapie za klamkę). Będę miała osobistą degustację. Bartosz odpala wielkie palniki, a ja rozglądam się po wnętrzu. Uwagę przyciąga tytułowe logo i mural z żurawiem i lotosem autorstwa Igora Jankowskiego. Jest przynoszące szczęście drzewko bonsai i kilka miejsc do siedzenia. Mały street foodowy lokal. Główny spektakl odbywa się oczywiście za barem.
Tam właśnie można podejrzeć pracę szefa. – Zawsze lubiłem pracę z wokami – mówi Bartosz. To widać – smaży na trzech palnikach równocześnie, w jego ruchach nie ma nerwowości, spokojnie w tym samym czasie rozmawiamy o przygotowywanych daniach. Co zjem? Brzuch i rostbef – dwa dania z działu stir frie. Oprócz nich znajdziecie tu również kaczkę w sosie lub na chrupko, kurczaka w cieście, żeberka i wędzone tofu (nie ma w menu na ścianie, ale jest dostępne).
Do wyboru średnia i duża porcja. Ja z powodzeniem (wręcz z przesytem) najadłam się tą mniejszą, ceny naprawdę atrakcyjne. Kurczak kosztuje odpowiednio 15 i 20 zł, brzuch 17 i 22 zł, a najdroższa wołowina (dokładnie rostbef) w sosie ostrygowym 22 i 27 zł. Każde danie to ryż i surówka, różni je mięsny składnik, jego sos i dodatki. W przypadku ostatniego dania były grzyby mun, marchew, por i kiełki sojowe. Brzuch w sosie teryiaki podawany jest z papryką, cebulą, pieczarkami i orzechami ziemnymi.
Obydwa dania bardzo mi smakowały, ale faworytem jest długogotowany brzuch, który spędził kilkanaście godzin z sous-vide. Jest delikatny, soczysty, po prostu nie można przestać go jeść. Zarówno brzuch, jak i wołowinę zakwalifikowałabym do comfort foodu – nie zaskakują niecodziennymi połączeniami czy nieznanymi smakami, to po prostu dobre jedzenie, na które chce się wrócić i uważam, że każdemu będzie smakować.
Pan Miyagi to autorska odsłona kuchni azjatyckiej, dlatego Bartosz chce pozwolić sobie nie tylko na stosowanie innych technik, ale również składników. Co ważne, poza działem stir fry dostaniecie tu również bowle z frytkami, pieczone skrzydełka i azjatycki rosół z kurczakiem i wołowiną (wywarowi podobny najbliżej jest do ramenowych dań, ale serwowany jest z makaronem sojowym). Do frytek dodatki znane z pierwszego działu. Tu również jest brzuch (tym razem z sosem BBQ), wołowina z sosem aioli i wakame, kaczka w sosie słodko-kwaśnym i kurczak z majonezem miso. Cena: od 19 do 25 zł.
Pan Miyagi pracuje od środy do soboty w godzinach od 14.00 do 20.30, w niedzielę do 18.30. Mała podpowiedź: jeżeli chcecie się załapać na brzuch, lepiej przyjdźcie na początku tygodnia.