Piwnica Łódzka – jedna z moich ulubionych restauracji
W mieście tak dużo się dzieje, że mam coraz mniej czasu na odwiedziny swoich sprawdzonych miejsc. Często pretekstem do szybszego powrotu jest Restaurant Week – tak też było i tym razem.
Zasad Restaurant Week chyba nikomu nie trzeba przypominać. Szukacie festiwalowej restauracji, rezerwujecie miejsce online, wybieracie zestaw i płacicie jedynie 49 zł za trzydaniową ucztę. Jesienna edycja trwa do końca miesiąca, więc jeszcze zdążycie. Mnie udało się na razie odwiedzić tylko jedno miejsce, ale na pewno to nie koniec.
Tym razem Piwnica Łódzka (Sienkiewicza 67) przygotowała dla gości ziemniak pieczony w ognisku z wędzonym twarogiem, palonym porem i kawiorem z łososia, konfitowaną w maśle perliczkę na purée z warzyw korzeniowych z zielonym groszkiem, orzechem laskowym i demi-glace lub policzki z sandacza z kremem rakowym i solirodem, a na deser pyszny sernik z kozim serem, białą czekoladą, figą i miodem. Jeśli jeszcze nie odwiedzaliście tego miejsca, Restaurant Week jest dobrym pretekstem do wypróbowania kuchni Piwnicy, ale koniecznie zapamiętajcie ten adres również po festiwalu – takich knedli ze śliwkami nie zjecie chyba nigdzie indziej w Łodzi.
Czasem zastanawiam się, którą restaurację bym wybrała, gdyby w Łodzi miał zostać tylko jeden lokal. Piwnica, jeśli nie na pierwszym miejscu, na pewno byłaby w ścisłej czołówce. Dlaczego? Bo mamy tu jakość i kunszt gastronomii premium, podane w bardziej przystępnej i codziennej formie. To zasługa szefa kuchni Sebastiana Spychały, ale jak zawsze za sukcesem mężczyzny stoi kobieta. Dominika, żona Sebastiana, ma na głowie wszystkie sprawy organizacyjne, pomaga w gotowaniu, a również jak nikt inny nie potrafi poskromić czasami porywczego szefa kuchni.
Co wybrać z karty? Pewniaki to zalewajka, śledź i knedle ze śliwkami podawane z polikiem wołowym i duszoną słodką kapustą. Jeśli nie jecie mięsa poproście o same knedle, które są genialne – miękkie, ale odpowiednio jędrne ciasto okraszone podsmażoną bułką, po prostu bajka. Pewniaki, ponieważ zawsze są w karcie, ale chętnie sięgam też po nowości, bo Piwnica jest jednym z nielicznych miejsc, które nigdy mnie nie rozczarowało. To zasługa szefa, który prawie zawsze sam gotuje, ale i całej ekipy, która tworzy atmosferę tego miejsca (chłopaki zza baru – proście o podwyżkę ;). Gdy tylko Sebastian ma wolną chwilę, wychodzi porozmawiać z gośćmi – zdradzę, że tych zaprzyjaźnionych częstuje też własnej produkcji nalewkami. Jeśli macie ochotę na fajne jedzenie, wpadajcie – na pewno poprawi wam ono humor w te jesienne, smutne dni.