Piwnica Łódzka

Knedle ze śliwkami, prażoki z kapustą, zupa chrzanowa – w poprzednią sobotę jedliśmy po łódzku. Bardzo dobrze jedliśmy.

 

Od dawna interesujemy się łódzką kuchnią i cieszymy się, kiedy po znane z rodzinnych domów dania sięgają lokalne restauracje. Nic dziwnego, że Piwnica Łódzka znalazła się na początku listy nowo otwartych miejsc, które chciałyśmy odwiedzić. Nie chodzi tu jednak tylko o kuchnię, ale również jej szefa. Za projekt odpowiada Sebastian Spychała. Wcześniej miałam już okazję poznać próbkę jego kulinarnego talentu, byłam więc bardzo ciekawa, na jakie dania postawi w swojej autorskiej karcie.

Sięganie po łódzką kuchnię jest przedsięwzięciem dość odważnym. Po pierwsze dania te znamy z rodzinnego domu, a wiele osób wykonanie mamy czy babci traktuje nieomalże jak wzorzec z Sevres, nawet jeśli autorki nie grzeszą kulinarnymi talentami. Po drugie – Łódź na talerzu jest raczej szarobura, trudno więc ją atrakcyjnie zaprezentować. Tym bardziej byłam ciekawa, jak do tematu podejdzie Sebastian Spychała.

Piwnica Łódzka

Do rzeczy. Zaczęło się od małej wpadki, czyli długiego czasu oczekiwania. Po czasie okazało się, że kelnerka nas o tym informowała, ale z rozgadanej grupy usłyszała ją tylko jedna osoba i powiedziała nam o tym … godzinę po opuszczeniu restauracji. Na początek sięgnęłam po sprawdzony duet chrzanu i ozorów, ale nie jak w rodzinnym domu w postaci dania głównego, a chrzanowej zupy z kawałkami mięsa. Bardzo dobra, głównie za sprawą wywarzonych proporcji, dzięki którym chrzanowa nuta była subtelnie wyczuwalna, ale nie dominowała nad resztą składników. Całości dopełniły ozory, wędzonka i poszetowane jajko z rozpływającym się żółtkiem.

Mąż (choć niechętnie) podzielił się ze mną knedlami ze śliwkami i kapustą. Kolejna mocna pozycja – miękkie, smaczne nadzienie i idealna konsystencja ciasta, które było wyjątkowo miękkie, ale nie rozpadające się czy wodniste. Nieco słabsza okazała się kiszka ziemniaczana – dość monotonna i nieco bez wyrazu. Tu jednak będę ostrożna z ocenami, ponieważ spróbowałam jedynie kęsa z talerza koleżanki, a zapewne podane do niej dodatki w postaci zasmażki i ćwikły dodawały jej charakteru. Na szczęście całość zamknął bardzo fajny piernik marchewkowy. Zdziwicie się, jeśli spodziewacie się zastać na talerzu kawałek ciemnego ciasta. Tutejsza wersja ma formę wilgotnego, cienkiego i stosunkowo jasnego placka z delikatnym korzennym niuansem. Piernik udekorowany jest pyszną konfiturą porzeczkową. Jest dość intensywna i dominuje nieco nad samym ciastem, ale i tak za nic bym jej nie oddała. Zjadłam po prostu dwa desery – połowę w postaci samego piernika i drugą wersję z konfiturą.

Piwnica Łódzka

W ramach przeprosin za długi czas oczekiwania zostaliśmy poczęstowani pigwową nalewką własnej produkcji. Piszę o tym dwóch powodów – pigwówka jest tak dobra, że przy następnej wizycie będę liczyła na opóźnienie kuchni, po drugie – restauratorzy, uczcie się, jak załatwia się sytuacje kryzysowe w lokalu. Po pierwszym kieliszku do naszego stolika przyszedł sam szef kuchni, pytając, czy nam smakowało i wyjaśniając, skąd wzięły się opóźnienia. Po drugim kieliszku nikt już prawie nie pamiętał o wpadce, a po trzecim (równie obłędnej porzeczkówki) byliśmy gotowi zostać na kolejną kolację.

Do Piwnicy Łódzkiej na pewno wrócę, mam nadzieję, że niedługo. Jestem ciekawa innych dań z regionu, a również autorskich kompozycji szefa kuchni. Jeszcze jedno słowo na koniec – wizyta w Piwnicy nie zrujnuje waszego portfela. Zupa chrzanowa kosztowała 10 zł, naprawdę duża porcja knedli– 21 zł, za prażoki z kapustą i podpiwkiem zapłacicie 16 zł, a piernik – 9 zł.

Podobne posty

Już 18 maja 2012 roku o godzinie 20.20 w strefie Off Piotrkowska (ul. Piotrkowska 138/140) ...
23 maja House of Sushi (ul. Piotrkowska 89) zaprasza na warsztaty kaligrafii. To trochę alternatywny ...
W dniach 1-2 czerwca odbędzie się w Łodzi Festiwal Viva I'Italia. Warsztaty i sesje kulinarne, ...