Restauracja Casablanca - recenzja
Do ogródka marokańskiej restauracji Casablanca przy Piotrkowskiej 107 w Łodzi po raz pierwszy trafiłam ze względu na wielce komfortowe krzesła, które w nim stały. Wszak wygoda w sobotni wieczór przy drinku jest niezwykle ważna.
Nie zaglądałam nawet do wnętrza lokalu, po prostu usiadłam ze znajomymi i zamówiliśmy drinki. To co najlepiej zapamiętałam z tego wieczoru, to nieustanna konieczność przywoływania obsługi machaniem i okrzykami, ponieważ kelnerki olewały nas dokumentnie. Nie podchodziły do stolika, nie obserwowały ogródka, nie uśmiechały się i generalnie robiły wrażenie, jakby praca stanowiła dla nich wysoce bolesną konieczność.
Na drugim planie wspomnień widzę wnętrze restauracji, które utrzymane jest w marokańskim stylu. Przyciemnione światła, dosyć duszna atmosfera, komfortowe kanapy, niskie stoliki, mnóstwo tematycznych akcentów dekoracyjnych i wszechobecne shishe. Lubię taki klimat i chętnie spędziłaby w lokalu więcej czasu, gdyby nie fakt, że w środku było piekielnie gorąco.
Dopiero trzecim z kolei wspomnieniem z wizyty jest wspomnienie jedzenia. Nie byłam zbyt głodna, więc zamówiłam tortillę z hummusem i falafelem. Choć tortilla nie jest raczej marokańską potrawą, to dodatki już jak najbardziej. Hummus był bardzo dobry, falafele jadałam lepsze, ale nigdy w Łodzi, więc nie marudzę. Całość fajnie przyprawiona i naprawdę smaczna, tyle, że chłodna. Moi znajomi zamawiali inne dania (głównie sałatki) i ich wrażenie na temat jedzenia było podobne do mojego – bez szału, ale smaczne.
W tym miejscu powinnam napisać, czy warto ten lokal odwiedzić i wskazać wszystkie jego plusy i minusy. Musiałabym zatem napisać, że generalnie warto tam wpaść ze względu na wystrój i smaczne jedzenie, ale musiałabym dodać, że obsługa jest do niczego. Nie mogę jednak zrobić tego z czystym sumieniem, gdyż przed ukończeniem tej recenzji, zupełnym przypadkiem trafiłam do restauracji Casablanca raz jeszcze. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu jakość obsługi zmieniła się diametralnie. Kelnerki podchodziły do naszego stolika, gdy tylko ktoś z nas kończył swojego drinka, pytając, czy mogą podać coś jeszcze. Wystarczyło spojrzeć w ich kierunku, by od razu ruszyły w naszą stronę gotowe służyć pomocą. Były przesympatyczne i wykazywały inicjatywę. Widać jeszcze pewne braki w wiedzy na temat oferowanych potraw, ale mogę to wybaczyć, bo zmiany idą w dobrym kierunku.
Podsumowując – wpadajcie do Casablanki na drinki, piwo i smaczne jedzenie, a jeśli ktoś lubi, to także na shishe (z wiarygodnego źródła wiem, że są warte polecenia). Obsługi nie mogę jednoznacznie ocenić, bo raz była na dwóję, a raz na piątkę z minusem. Ja w każdym razie z całą pewnością dam im kolejną szansę.