Święto Czekolady – restauracje trzymają poziom
My już odwiedziłyśmy wszystkich uczestników imprezy, wy macie czas do środy. Nie możemy za dużo zdradzić, ale mamy już swoich faworytów.
To już druga edycja Święta Czekolady i z radością mogę napisać, że tegoroczne desery nie tylko dobrze wpisały się w przewodni motyw nowoczesności, ale też świetnie smakują. Aby było sprawiedliwie, odwrócę alfabetyczną kolejność, tym bardziej, iż słodką podróż zaczęłam właśnie w Manufakturze.
Zaczynamy od Tawerny Pepe Verde. Torcik truflowy jest kwintesencją deseru, a zarazem jego najmocniejszą stroną – ma fajną konsystencję, a miłośników migdałów i orzechów mile zaskoczy też ukryta w środku chrupiąca niespodzianka. Lody i owocowy mus to sprawdzone dodatki do czekolady, nie zabrakło ich również tutaj.
Po sąsiedzku w Szpulce postawiono na fondant, ale tylko pozornie mamy do czynienia z typowym klasykiem, bowiem z środka wypływa nie tylko czekolada, ale również ser gongonzola. Fajnie, że restauracja postawiła na odważniejszą i niebanalną wersję, której towarzyszyły beza, słony karmel i owoce (lepiej sprawdzają się truskawki niż arbuz).
Jeśli o eksperymentach mowa, czas na Stare Kino by Antoine Lopez, które przygotowało dwa intensywnie czekoladowe ganasze – jeden z nutą bazylii, drugi … oliwek. Obydwa te składniki występowały również w dodatkach (rewelacyjne słodko-słone kandyzowane oliwki czy oliwa cytrynowo-bazyliowa). Połączenie odważne i bardzo byłam ciekawa efektu – nie zawiodła się, szczerze polecam, bo deser nie tylko ciekawie smakuje, ale także świetnie wygląda (uprzedzam jednak, nie jest to propozycja dla fanów delikatnych musów).
Jeśli macie ochotę na lżejszą postać czekolady i liczycie kalorie, zajrzyjcie raczej do sąsiedniej Porcji na bezglutenowe i wegańskie trufle. Jeśli się nie odchudzacie, też zajrzyjcie, bo ten deser naprawdę fajnie smakuje, a pisze to fanka najbardziej dekadenckich i przesadzonych słodkości. To danie spójne ze zdrową linią Porcji, a równocześnie pozwalające na trochę luzu. Choć zazwyczaj podobnym deserom mówię nie, chętnie jeszcze kiedyś wpadnę na batatowe trufle z orzechami i koksem.
Dalej na czekoladowej trasie Piwnica Łódzka i jej mille feuille. Z klasycznym deserem łączą go warstwy i więcej jednak dzieli – spód z brownie, krem z mascarpone i białej czekolady, pomiędzy czekoladowe płaty, zaś całość zwieńczona kwaskowatymi, owocowymi dodatkami. Czy mogę prosić dokładkę? Może trudno to sobie wyobrazić, ale ten deser jest wyważony pod względem słodkości i jest stosunkowo lekki. Byłam ciekawa, czy uda się zachować zamierzoną, wypracowaną formę i potwierdzam, wszystkie desery na sali tak wyglądały.
Następni w kolejce ubiegłoroczni triumfatorzy – Owoce i Warzywa. W tym roku postawili na czekoladową gąbkę z kremem macha i granatem. Deser wyjątkowo lekki i delikatny, wymarzony na upalny dzień. Zachowano prostotę typową dla ich wypieków, a równocześnie nawiązano do tematu przewodniego.
Po drugie stronie Traugutta w Motywach tylko pozornie mowa o klasykach, czyli brownie i oldskulowej wuzetce. Razem utworzyły parę idealną, o której pamięć nie powinna zaginąć. To wcale nie był pewnik, to mógł być deser pułapka, ale obronił się za sprawą świetnego wyczucia kompozycji i dopracowania poszczególnych warstw. Trzeba wspomnieć, że brownie i kremowi towarzyszą obłędne lody limonkowe – mają charakter, a równocześnie nie dominują nad resztą.
Jeśli już jesteśmy przy klasykach, zapraszamy na torcik do Hort Cafe. Byłam ciekawa, jak kawiarnia podejdzie do tematu – nowoczesny temat w zestawieniu z kilkoma dekadami tradycji Hortexu. Uważam, że spisali się na medal – w smaku deser nawiązuje nieco do dawnych bloków czekoladowych, ale jest od nich bez wątpienia lepszy i ciekawszy (między innymi za sprawą fistaszkowego kremu), do tego ze współgrającymi musami i owocami. To Hort Cafe w odświeżonej odsłonie i o to chodziło.
Gdy Hortex obchodził 40 urodziny Farina Bianco właśnie się otwierała – jak widać czekolada łączy pokolenia. W debiutującej restauracji deser przygotowała młoda i zdolna Sara Karpińska. Jest sernik z białą czekoladą, dobrze wyważona warstwa kwaskowatych malin, chrupiący spód i dodatki, które zasługują na nagrody dla ról drugoplanowych, bo dobrze się komponują z całością, a równocześnie same też świetnie smakują. Są różne faktury i smaki, ale najważniejsze jest to, że ten deser po prostu jest smaczny.
Przed nami jeszcze dwa słodkie dania – obydwa czekoladowe, a jakże inne. Deser, który jadłam w Chocolate Story znajoma nazwała czekoladowym mercedesem i trudno się z nią nie zgodzić. Jeśli nie wiecie, w Chocolate Story sami robią czekoladę. Bardzo, bardzo dobrą czekoladę. To ona zagrała tu główną rolę, a właściwie był to czekoladowy monodram. Świetne brownie (jedyne z chrupiącym wierzchem), krem z mlecznej czekolady i do tego czekoladowy dodatek z kakaowymi nibsami. Uprzedzam, to propozycja dla prawdziwych czekoladocholików, ale też zapewniam, że ci będą zachwyceni.
Ucztę kończymy lekką propozycję Ceskiego Filmu. To prawdziwe wytchnienie po tygodniu pełnym słodkości, choć i tu nie można narzekać na poziom cukru. Lżej jest za sprawą formy i dodatków. Semifreddo to deser na wpół zmrożony – idealny, by przywołać oczekiwaną wiosnę, szczególnie, jeśli w białej czekoladzie zatopione są odrobinki świeżej mięty. Jest lekko, rześko, niezobowiązująco, i bardzo smacznie. Najlepiej z kawą.
Teraz czekamy na wasze głosy i opinie jury z Morning i Ashanti. Kto wygra, dowiemy się w środę, czyli w Międzynarodowy Dzień Czekolady.