Taki Pan Pstrąg – nie tylko ryby
W niedawno otwartej restauracji Taki Pan Pstrąg zjecie nie tylko dania z ryb, ale również własnej produkcji makarony, tatara czy steka.
Zarzew – tam nas jeszcze nie było – gastronomicznie nie jest to gorąca dzielnica Łodzi. Jest szansa, że teraz to się zmieni. Za sprawą restauracji Taki Pan Pstrąg, która mieści się w pawilonie przy Tatrzańskiej 42/44. Jej założycielami są Magda i Piotr, do których właśnie dołączył Przemek Wieloch, jeden z najlepszych łódzkich szefów kuchni.
Lokal w PRL-owskim pawilonie przeszedł prawdziwą metamorfozę. Zgodnie z motywem przewodnim urządzony jest w stylu marynistycznym, królują biel i błękit, sporo tu klimatycznych dodatków, jak chociażby osiemdziesięcioletnie oryginalne koło ratunkowe, wędki, prawdziwe rozdymki czy własnej produkcji sznurkowe wieszaki na wino. Bar zrobiony jest z kadłuba kajaka z lat 70., dwa inne kajaki wyścigowe z lat 80. zdobią salę restauracji. Na szybach wizerunek Pana Pstrąga autorstwa Piotra.
Choć w lokalu można kupić wędzone na miejscu ryby, jego domeną jest kuchnia. Przemek fajnie łączy finediningowe doświadczenia z jakościowym bistro. Takie właśnie są jego dania – przemyślane, dopracowane, a równocześnie niezobowiązujące. A co najważniejsze – bardzo dobre! Sam od lat uprawia wędkarstwo karpiowe. Myślałam, że to w naturalny sposób łączy go z tematem ryb, ale szef uświadomił mnie, że prawie wszystkie złowione wypuszcza. Bez względu na to, w ryby w kuchni potrafi bez dwóch zdań, ale karta Takiego Pana Pstrąga pełna jest też innych propozycji.
Zacznijmy od przystawek. Tu „rybną” sekcję reprezentują krewetki w trzech odsłonach (w cieście ziemniaczanym, smażone ze szpinakiem lub duszone w sosie śmietanowym z chorizo) i tatar z łososia, ale możecie też zdecydować się na placki ziemniaczane czy tatar wołowy. Pandemicznie stęskniona za surowym mięsem decyduję się na ostatnią pozycję i oczywiście nie żałuję ani chwili. Jest tak jak powinno być – bez przesadnych udziwnień i przerostu formy nad treścią. Jakościowe mięso i dodatki podkreślające jego smak. Niechętnie zostawiam pół porcji, bo na stole czekają już kolejne dania.
Dalej sałatki (ze smażonymi rybami, z kozim serem lub cezar) i zupy. Jeśli nie chcecie ryb, krem z pomidorów zawsze jest dobrą opcją, ale ja na pewno wolałabym postawić na zupę rybną lub zachwalany chowder z łososiem i porem. Tym razem będzie jednak makaron – czarne tagliatelle z szyjkami rakowymi, kurkami i chorizo. Nietypowe połączenie? Zaufajcie szefowi kuchni, smakuje świetnie, szczególnie w połączeniu z ręcznie robionym, jędrnym makaronem.
Czas na tytułowe ryby. Świeże dostawy przyjeżdżają tu cztery razy w tygodniu, najlepiej pytajcie obsługę, które są obecnie dostępne. W ofercie między innymi pstrągi, karp, jesiotr, sum, karaś, sielawa, dorsz, halibut czy miętus. Smażone, wędzone, w formie restauracyjnych dań z dodatkami oraz garmażu. Kupicie tu ryby w occie, w cieście francuskim, śmietanie (mowa oczywiście o śledziu, który dostępny jest także w opcji z sosem musztardowym, w chili czy w burakach z imbirem), a również w postaci rybnych past.
Jak już wspominałam, w restauracji zjecie nie tylko ryby – wśród dań głównych czeka na was schabowy z kością, żeberka BBQ, stek z antrykotu, ale ja stawiam na halibuta w sosie maślanym z puree koperkowym. Kolejny strzał w dziesiątkę. Wyjątkowo delikatna ryba, ale sztosem są dodatki. Nie pytajcie ile masła jest w sosie (Przemek puszcza oko, że duużo), ale jest jedwabisty z wyczuwalnym aromatem wina, a do tego idealne, czosnkowe liście szpinaku i prawie tak samo maślane puree. Z lodówki uśmiecha się beza, ale będzie musiała poczekać do następnej wizyty. Dziś wystarczy – zjadłam porcję masła na tydzień z góry.
Taki Pan Pstrąg pracuje dla Was codziennie między 12.00 a 21.00. Przed wejściem czeka nadmorski ogródek z żaglówką i strefą leżaków ogrodzony dobrze nam znanymi parawanami. Możliwe, że lada moment usłyszymy tu muzykę na żywo, a co pewne – w każdy weekend zjemy specjalne dania z dodatkowego menu, które będzie dostępne od czwartku do niedzieli, za każdym razem inne.