Widły w plecach, syrek feta i art of meat

Restauracje dbają, by nie tylko potrawy z menu były oryginalne, ale również sposób ich przedstawienia. Ten artykuł będzie o tym, że nie zawsze dobrze im to wychodzi.

Spod samiuśkich Tater

Jeśli w menu króluje kuchnia staropolska, pojawia się pokusa, by menu napisać pseudo góralską gwarą (to chyba oczywiste, że takim językiem posługiwali się niegdyś Polacy, bez względu na region i pochodzenie). W menu Młyńca mamy więc rosół z babcynej kury, floki staropolskie, pierwś z kurcaka czy rys, ale również pysne ciasto karmelowe i naleśniki z syrem polane czekoladą (a do tego jakże pasującego pstrąga soute). Jednak jeszcze ciekawiej robi się, gdy polskie produkty zostają wzbogacone tymi z importu. Tu moim faworytem została sałatecka leciuchna, w której składzie znajdujemy między innymi syrek feta, pomidorek suszony i ogóreczek.

Przezabawne

Innym sposobem na uatrakcyjnienie menu jest wymyślenie oryginalnych nazw własnych potraw. Często mają być one śmieszne – okazuje się, że poczuciem humoru tryskają głównie właściciele pizzerii. W ofercie pizzerii 666 znaleźć można kuszącą diablicę, piekielne wrota czy dzieło Lucyfera – na upartego nazwy są chociaż spójne z ogólną, diabelską koncepcją. Trudno to samo powiedzieć o Biesiadowie. Na co macie dziś ochotę? Na dopadł kowal świnkę, weź coś wymyśl, a może widły w plecach?

menu

Art of meat

W kategorii „Tłumaczenie” nagroda specjalna wędruje do Bacówki u Józka. Kto, pytamy się, kto to tłumaczył, bo translator Google lepiej poradziłby sobie z kuchennymi zawiłościami? Zacznijmy od zakąski, czyli chleba ze smalcem (bread and dripping) lub zupy, np. żurek w chlebie to sausage and boiled eggs in bread, a barszcz czerwony zamienił się w zupę z czerwonej kapusty (red cabbage soup).

Mam nadzieję, że nabieracie apetytu, bo dalej będzie tylko lepiej. Są więc placki z gulaszem i dodatkiem sera (dumplings with goulash and a cheese board), ostra sałatka do mięs z grilla (hot salad with grilled meat), wieprzowe giry (mountain style cooked and roasted pork trotters), mój faworyt, czyli sztuka mięsa (art of meat), a na deser ice-creams from fruit and from whipped cream. Placki raz są tu pierogami, a raz ziemniaczanym ciastem, oscypek raz jest serem kozim, raz owczym, ser topiony i stopiony to właściwie to samo, ale te kwiaty i tak bledną przy pomyśle na drinki. Każdy z nich ma kompletnie nic niemówiącą, żenującą nazwę własną, którą postanowiono przetłumaczyć na niemiecki. Sądzę, że każdy Niemiec świetnie wie, co kryje się pod nazwą  Rosa Unterhose der Schwiegermutter, czyli różowymi majtami teściowej lub Himbeere, Honig, Lavendel, co po polsku oznaczać ma cycuś, malinka, miodzik, lawenda. Brawo!

Jeśli udało wam się znaleźć podobne kwiaty w kartach łódzkich restauracji, piszcie do nas. Thank you from mountain 🙂

Podobne posty

Już 18 maja 2012 roku o godzinie 20.20 w strefie Off Piotrkowska (ul. Piotrkowska 138/140) ...
23 maja House of Sushi (ul. Piotrkowska 89) zaprasza na warsztaty kaligrafii. To trochę alternatywny ...
W dniach 1-2 czerwca odbędzie się w Łodzi Festiwal Viva I'Italia. Warsztaty i sesje kulinarne, ...