Bistro w Williamsburgu
Klub Williamsburg działa od zaledwie trzech miesięcy, ale zdążył już zdobyć wielu fanów wśród łódzkich imprezowiczów. Teraz ma szansę wkupić się także w łaski smakoszy, bo w lokalu ruszyło właśnie bistro. I zapowiada się ono wybornie.
Nasza praca ma wiele zalet, wśród których jedną z największych jest to, że czasami mamy okazję uczestniczyć w przemiłych i pysznych degustacjach. Tak było w minioną sobotę, kiedy udałyśmy się na otwarcie bistro w klubie Williamsburg mieszczącym się przy Piotrkowskiej 6 – w lokalu, w którym przez lata działał Peron 6. Spędziłyśmy tam popołudnie wśród świetnych ludzi tworzących to miejsce i nad talerzami pełnymi naprawdę dobrego jedzenia.
Jeśli bywaliście w Peronie 6, to wizyta w Williamsburgu może być dla was podróżą sentymentalną. W lokalu nie zmieniło się wiele, chociaż oczywiście widać rękę nowych właścicieli. W pierwszej, długiej sali piwnicznego klubu znajdują się stoliki umieszczone w wygodnych i intymnych lożach. W kolejnej znajdziecie długi bar ze sporym wyborem alkoholi i przyrządzanych na ich bazie koktajli. Na końcu znajduje się sala, w której organizowane są koncerty i imprezy. Nas najbardziej interesuje ta pierwsza, gdzie od dzisiaj możecie zjeść śniadania, lunche, brunche i kolacje.
Autorką menu bistro Williamsburg jest młoda szefowa kuchni, Monika Kochanek. To przemiła i utalentowana dziewczyna, która choć jest kulinarnym samoukiem to w ciągu kilku ostatnich lat pracowała w najciekawszych łódzkich (i nie tylko) restauracjach pod okiem doświadczonych szefów kuchni. Na podstawie karty, którą stworzyła i jedzenia, które serwuje można śmiało powiedzieć, że uczyła się od nich sumiennie. Proponowane przez nią dania są proste, ale bardzo pomysłowe. To naprawdę solidne, nieprzekombinowane jedzenie barowe w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Ale do rzeczy. Co zjecie w Williamsburgu? Od rana możecie tu wpaść na śniadanie serwowane w tygodniu do 12.00, a w weekendy do 15.00. Obok klasycznej jajecznicy i jajek sadzonych z frankfurterkami do karty trafiły jajka po benedyktyńsku z wędzonym łososiem, szpinakiem i sosem berneńskim oraz omlet boczkiem i pomidorami. Jest też granola własnej produkcji i jaglanka z pestkami słonecznika i sezonowymi owocami. Wszystkie zestawy w cenach od 9 zł do 14 zł.
Kolejnym działem w karcie są przystawki. To dziesięć rodzajów past podawanych z pieczywem lub chipsami warzywnymi. Jest oczywiście humus, fałszywe foie gras, pasta z czerwonej fasoli z migdałami i tymiankiem czy z boczku i powideł z wędzonych śliwek. Naszym faworytem okazała się pasta z łososia i ricotty z chili, pomarańczą i koprem, ale warto spróbować wszystkich. Za pojedynczą porcję zapłacicie 5 zł, ale można je również zamówić w zestawach (największy to 7 past w cenie 30 zł).
Dalej w menu znalazły się trzy zupy – kremy z pieczonej papryki i pomidorów; kalafiora oraz z żółtej soczewicy (ceny od 7 zł do 9 zł). Wszystkie były naprawdę pyszne, ale ja do Williamsburga wrócę na zupę kalafiorowo serową z oliwą koprową i kalafiorem soterowanym na maśle, która skradła moje podniebienie. Są też cztery naprawdę ciekawe sałatki. Szczególnie ta z chrzanowym gravlaxem z łososia, kiełkami, szpinakiem, pieczonym burakiem i sosem chrzanowym. Za sałatki zapłacicie od 14 zł do 20 zł.
Najciekawszą chyba pozycją w karcie są szaszłyki. To świetny pomysł na ciekawe jedzenie barowe, które rzadko pojawia się w lokalach w takim wyborze. Jest opcja surf’n’turf z polędwicą wołową, krewetkami tygrysimi i limonką oraz pyszne szaszłyki bliskowschodnie z serem halloumi, polentą, pomidorami i miętą. Naszym faworytem okazał się szaszłyk z polędwiczką wieprzową w ziołach i musztardzie, jabłkami i brukselką. Jest też opcja wegańska z sezonowymi warzywami. Wszystkie możecie zamówić solo lub z sałatką i frytkami w cenach od 13 zł do 26 zł.
Na szybki lunch do Williamsburga możecie też wpaść na kanapki na ciepło, których w karcie znajdziecie pięć. Jest wersja z burakiem, roszponką, wędzonym serem, jarmużem i sosem chrzanowym albo z pieczonym indykiem, serm brie i pomidorowym chutneyem. W wersji wegańskiej zjecie kanapkę z falafelem, pomidorem i grillowanymi brokułami. Wszystkie w cenach od 9 zł do 14 zł.
Zostawcie jeszcze miejsce na deser (8 zł – 10 zł) i spróbujcie czekoladowego musu z solą morską, bezowych eklerów z kremem kawowo-orzechowym i wiśnią lub amerykańskiego sernika. Wszystko popijecie domową lemoniadą (5 zł), świeżo wyciskanym sokiem (6 – 8 zł), smoothie lub koktajlem tygodnia.
Na koniec jeszcze ukłon w stronę organizatorów weekendowego otwarcia i degustacji. Wszystko było bardzo profesjonalnie ogarnięte i spędziłyśmy w Williamsburgu naprawdę przemiły wieczór. Jeśli taka atmosfera, organizacja i serwis będą w bistro standardem, to goście z pewnością to docenią. My w każdym razie trzymamy kciuki.