Czy da się jeszcze zjeść dobry obiad do 20 złotych? Oczywiście! I to taki jak u babci. Stokrotka i Teofilanka to prawdopodobnie ostatnie dwa bary w naszym mieście, które pamiętają czasy PRL-u. W porze obiadowej do kasy ustawiają się takie kolejki, których pozazdrościłaby niejedna fancy restauracja. 

Sushi, ramen, pizza, pasta, burgery – lokale, które je serwują wyrastają jak grzyby po deszczu. Jednak coraz częściej największym spełnieniem marzeń fanatyków dobrego jedzenia jest prosty domowy obiad bez wymyślnych dodatków. Dlatego postanowiłyśmy poszukać w Łodzi barów, które już od kilkudziesięciu lat serwują swoje domowe potrawy jak za dawnych lat i do tego w niskiej cenie. W takich miejscach w menu królują kluchy, pierogi, kasze, klasyczne kotlety i sycące zupy. Jak się okazało w naszym mieście zostały już tylko dwa bary w tym klimacie.

Pamiętacie? Najpierw zamówienie składa się przy kasie i po uregulowaniu płatności pobiera karteczkę, następnie przekazuje ją do okienka kuchennego, skąd później odbieramy zamówiony posiłek. Umówmy się – ma to swój niepowtarzalny klimat i taka podróż w czasie to czysta przyjemność, szczególnie, jeśli w parze idzie smaczny obiad ze szklanką owocowego kompotu lub maślanki.

Stokrotka – Puszkina 10

Mieszkańcy Widzewa doskonale znają to miejsce. Ja również niejednokrotnie wpadałam tu na obiady w drodze ze szkoły do domu. Bar został otwarty w marcu 1980 roku – początkowo należał do Spółdzielni Spożywców „Społem”, by kilka miesięcy poźniej trafić w ręce Pani Małgorzaty Kabuły, którą do dziś w nim spotkacie. Stokrotkę prowadzi razem ze swoim zięciem. W menu codziennie znajdziecie coś innego. Każdego dnia zmieniają się zupy i wymieniane są dania główne – a gdy pojawia się wątróbka, to bierzcie w ciemno, bo rozchodzi się w moment. W środku zawsze są klienci – podczas mojej wizyty naliczyłam ok. 20 osób. Przy kasie w porze obiadowej poczekacie w kolejce i na wszelki wypadek dobrze mieć przy sobie gotówkę, choć dysponują też terminalem. Stokrotka świadczy dostawy na terenie Widzewa i Olechowa, ale nie odmawiajcie sobie tej przyjemności i chodźcie zjeść na miejscu!

Jak mówi Pani Małgorzata, największą popularnością cieszą się kluski leniwe i gołąbki. Ja osobiście jestem fanką soczystych kotletów schabowych smażonych na smalcu w złotej, chrupiącej panierce. Dlatego przy tej wizycie nie mogłam odmówić sobie kotleta, a Pani Małgosi nie mogłam odmówić leniwych. Tak, zjadłam dwa obiady – nie żałuję! Schabowy jak zwykle dobry, z klasycznymi dodatkami w postaci tłuczonych ziemniaków i zestawu surówek (22 zł) do tego owocowy kompot z jabłkami (2,50 zł). Kocham kluski leniwe, te były sprężyste i bardziej zwarte – co jest dla mnie na plus, zdecydowanie wolę takie niż te, które od razu się rozpadają (wiem, że mają swoich fanów) obtoczone w cukrze z cynamonem i polane masełkiem (11 zł). Już samą porcją klusek najadłam się po uszy. 
Bar Stokrotka otwarty jest w tygodniu od 10.00 do 18.00, w soboty od 11.00 – 15.00. Obiady dowożą od poniedziałku do piątku w godzinach 12.00 – 15.00 – bez sobót (tel. 42 673 00 47).

Teofilanka

Ola wybrała się do Stokrotki, ja do Teofilanki (Traktorowa 96). Choć nie są to moje rodzinne strony, pamiętam to miejsce od zawsze (mój rewir to Dietetyczna, ale o niej pisałyśmy oddzielny artykuł). Bar powstał w latach 60. Wyobraźcie sobie, że jeszcze niedawno prowadziły go te same panie, które pracowały w nim od początku. Od stycznia stery przejęła pani Ewa Koralewska, ale nie planuje zmieniać charakteru kultowej Teofilanki (jedyne zmiany: teraz można płacić kartą, a bar ma swoją stronę internetową).

Na miejscu gotują cały czas te same osoby. Tak jak u Oli, najpierw zamówienie przy kasie, a potem z bonem idziecie do okienka. Dania pojawiają się w nim błyskawicznie. Co jest zawsze? Flaki, leniwe, kopytka, schabowy, śląskie, naleśniki, medalion, schab czy kotlet mielony. Stali goście wiedzą, że w poniedziałek jest zalewajka, w czwartek gołąbki, a w środy rosół i racuchy.

Mój wybór – mączne dania, których nie chce się robić nikomu w domu (również w restauracjach!). Leniwe z dużą ilością sera, cynamonem i masłem (14 zł), kluski śląskie z mięsem (13 zł), kopytka w sosie (9 zł) – jestem z niebie! Do tego flaki i obowiązkowo racuchy. Tak, miałam farta z środą – tego dnia okienko z ciastami otwierane jest godzinę wcześniej (od 9.00, w inne dni bar pracuje od 10.00) i już z daleka czuć zapach smażonych racuchów. Są takie jak u babci – tłuściutkie, chrupiące na zewnątrz, posypane cukrem pudrem (w moim domu to zawsze były racuchy, a nie żadne placuszki!).

Teofilanka działa do 17.00, w ofercie ma też ciasta na wagę. Możecie tu wpaść z psem. Co ciekawe, znajomi bardziej zazdroszczą mi tych dzisiejszych leniwych, niż niejednego dania z Instagrama.

Podobne posty

Już 18 maja 2012 roku o godzinie 20.20 w strefie Off Piotrkowska (ul. Piotrkowska 138/140) ...
23 maja House of Sushi (ul. Piotrkowska 89) zaprasza na warsztaty kaligrafii. To trochę alternatywny ...
W dniach 1-2 czerwca odbędzie się w Łodzi Festiwal Viva I'Italia. Warsztaty i sesje kulinarne, ...