Lokal - smacznie i z potencjałem - recenzja
W piątek miałyśmy przyjemność gościć na przedpremierowej kolacji w Lokalu. To nowe miejsce na kulinarno-kulturalnej mapie Łodzi otwarte jest już dla gości, a my spróbujemy przekonać was, że warto je odwiedzić.
Długo czekałyśmy na otwarcie Lokalu. Plotki o tym, czego można będzie się po nim spodziewać docierały do nas zewsząd, a z każdą z nich rosły nasze oczekiwania. Za projektem stoją ludzie nie tylko z głowami pełnymi pomysłów, ale również bardzo różnorodnymi zainteresowaniami, mnóstwem pasji i zapału do tworzenia rzeczy ciekawych i to na kilku płaszczyznach.
Pierwsze wrażenie, to przede wszystkim świetna lokalizacja. Nie tyle nawet z biznesowego punktu widzenia, co z perspektywy gościa restauracji. Ukryty w lekko industrialnym podwórzu w skrajnej, prawej części Pasażu Schillera Lokal dysponuje sporym, odgrodzonym od reszty Pasażu placem, na którym już powstaje elegancki i klimatyczny ogródek. Dzięki temu ma szansę wykreować się tu przestrzeń konkurencyjna dla OFF Piotrkowska, a przy tym trochę spokojniejsza i z pewnością mniej zatłoczona. Gdyby jeszcze gdzieś obok powstała klimatyczna klubokawiarnia byłby to idealny zakątek na spędzanie weekendowych wieczorów i rzeczywiste ożywienie słynnego „paska” (czuję się trochę jak emeryt pisząc te słowa – za moich czasów Pasaż ożywiała butelka wina Brzoskwinka, a nie modne klubokawiarnie).
Zachęcające jest też wnętrze Lokalu, które prawie w całości utrzymane jest w bieli, a mimo to nie jest ani trochę monotonne. Charakteru nadają mu drobne, kolorystyczne akcenty, którymi są głównie świeże kwiaty i rośliny, co uwielbiamy w restauracjach. Ta biała przestrzeń ma być regularnie oddawana w ręce ciekawych twórców, którzy będą mogli aranżować ją w ciekawy sposób. To zaś przywołuje na myśl działania, jakie lata świetlne temu podejmowali twórcy słynnego klubu Forum Fabricum, który zmieniał się co tydzień w zależności od tematu aktualnej imprezy. Podobnie jak w Forum, również w Lokalu nacisk kładziony będzie nie tyle na organizację wystaw, co na twórczą aranżację przestrzeni – dekorowanie ścian i mebli, zmiany układu sali i co tylko przyjdzie do kreatywnych głów artystów.
Nie da się jednak ukryć, że nas najbardziej interesowało jedzenie. Idea gotowania z lokalnych produktów i prezentacji dań kuchni polskiej w nowej odsłonie, której hołduje szefowa kuchni Marta Edmunds jest nam bardzo bliska i byłyśmy ciekawe jak zrealizuje ją w Lokalu. O samym menu mogliście już u nas przeczytać, więc czas na kilka słów o smaku potraw.
Już przeglądając kartę naszą uwagę przykuły przede wszystkim przystawki i to one, obok deseru, smakowały nam chyba najbardziej. Próbowałyśmy pasty marchewkowej z orzechami laskowymi, terryny z golonki z sosem tatarskim i krokietów z kaszanki z sosem jabłkowym. Nawet jeśli na hasło golonka czy kaszanka włos jeży wam się na głowie (czego nigdy nie zrozumiemy), to uwierzcie, że w tym wydaniu z pewnością skradną wasze podniebienia. Świetnie skomponowane smaki i ciekawy sposób podania, zgodnie z założeniami szefowej kuchni, przedstawiły te klasyczne produkty w zupełnie nowej, bardzo smacznej odsłonie.
Następnie podano sałatkę z pieczonymi burakami, kozim serem, kandyzowanymi orzechami włoskimi, orzechową gąbką i malinowym dressingiem. To dosyć klasyczne połączenie smaków, które świetnie się sprawdza, ale znam je dość dobrze, dlatego do Lokalu wrócę na drugą sałatkową propozycję – ze smażoną kaszanką, duszoną gruszką, boczkiem i jajkiem w koszulce. Prawda, że brzmi bosko?
Jako danie główne, Marta zaproponowała brzuch wieprzowy z chrupiącą skórką na sosie z ciemnego piwa, z kopytkami i korzenną czerwoną kapustą. Obok pysznej kapusty i świetnie zrobionych, jędrnych i elastycznych kopytek sam brzuch wypadł niestety słabo. Za mało wypieczony był twardy i mało wyrazisty w smaku, a chrupiąca skórka trudna do pogryzienia. Przebaczamy to jednak, bo podoba nam się pomysł na to danie i wierzymy, że to drobna wpadka, jakie zdarzają się na starcie restauracji.
Pora na słodki finisz. Każdy, kto zna bloga Marty lub próbował deserów jej autorstwa w początkach funkcjonowania Big Betty wie zapewne, że na słodkościach w Lokalu się nie zawiedzie. Mus czekoladowy z czekoladową ziemią, czekoladą bąbelkową, orzechami laskowymi, duszoną gruszką i „plastrem miodu” był genialny. Idealnie słodki, kreatywny i zaskakujący. Nie było chyba na sali osoby, która nie pytałaby szefowej kuchni, jak zrobiła tajemniczy „plaster miodu” i wszyscy wyskrobywali talerze z najdrobniejszych nawet resztek czekoladowych pyszności. Warto!
Z pewnością wrócimy do Lokalu spróbować innych potraw z menu, które jest naprawdę zachęcające. Do tego miejsce to ma naprawdę świetną atmosferę. Przemili właściciele, którzy chętnie opowiadają o planach na jego rozwój i zarażają entuzjazmem. Dopracowania wymaga obsługa kelnerska, która w piątkowy wieczór trochę kulała, ale debiutantom można to wybaczyć. Wielki plus również za serwowanie łódzkiej kranówki i jeden drobiazg, który ujął damską część gości – w toalecie dostępne są nieodpłatnie kobiece środki higieniczne, co jest rzeczą niespotykaną, a bardzo praktyczną. Ogólnie Lokal to miejsce z ogromnym potencjałem, za które trzymamy kciuki i do którego odwiedzenia gorąco was zachęcamy.