Montag – nowy lokal na 10 urodziny
Ich kultowy chleb kupicie już nie tylko pod numerem 111 i 107, ale również przy Piotrkowskiej 78. Ale uwaga, nowe miejsce oferuje gościom dużo, dużo więcej.
Okazje do napisania o Montagu mamy dwie – właśnie otworzyli trzeci lokal, w tym roku obchodzą też 10 urodziny. Od czego zaczynamy?
Miejsce, do którego zaprasza sam Rubinstein. Wiele lat mieścił się tu salon fryzjerski Le Grand. Na pamiątkę zostawiono nazwę, tak więc zapraszamy oficjalnie do Le Grand Montag. Jest pięknie, ale inaczej być nie mogło. Agnieszka i Jacek są specami od tworzenia miejsc z klasą – jest skromnie i elegancko, a zarazem przytulnie i domowo. Zagranicznie inspiracje to jedno, ale Montag to przede wszystkim atmosfera. Tu każdy jest przyjacielem domu, nie inaczej jest w nowym bistro.
Beton i butelkowa zieleń na ścianach, a na wejściu piękny długi bar, na którym udało się wyeksponować nie tylko pieczywo i słodkości, ale również piękną Faemę (luksusowy ekspres do kawy). Spójrzcie za bar, jak prezentuje się otwarta kuchnia! Za sterami znane nazwiska – szefem kuchni jest Łukasz Czapiewski, jego zastępcą Kamil Tuliński.
Od dawna wiem, że Montag planował otworzyć bistro. Gdy jeszcze nie było znane miejsce, ani wystrój, jedno było pewne – krótka, niezobowiązująca karta z comfort foodem przygotowanym na najlepszej jakości składnikach. Tak też się stało – w menu raptem 13 pozycji (będą się regularnie zmieniać). Le Grand Montag czynny jest od 8.00 więc nie mogło zabraknąć dań pasujących na śniadanie. Są Sultan Eggs, jajecznica, frittata, croque madame, kanapka z własnej produkcji serem labneh czy pankejki z sosem bananowym. My na początek spróbowałyśmy chlebowych blinów i zielonej szakszuki.
Drugie danie to właściwie tosty z chałki z hummusem (Kamil jest specjalistą w dziedzinie), gniecionym ogórkiem i sadzonymi jajami. Bardzo dobre, nie tylko na śniadanie ale też na lunch, podobnie jak wszystkie dania bistro. Bliny mają bardzo ciekawe dodatki (m.in. wędzoną makrelę), w pamięci zostanie nam również świetna kanapka z własnej produkcji porchettą, nie wspominając nawet o klopsikach podanych z przypieczonymi kawałkami brioszki. Meat ballsy zniknęły z talerza w sekundę i tylko rozsądek zabronił wziąć drugą porcję.
Jakość, jakość i jeszcze raz jakość. Oczywiście wszystkie chleby, rogaliki czy brioszki pieczone są w Montagu, ale na tym nie koniec. Kilka lat temu Agnieszka i Jacek założyli własną ekologiczną farmę, na której mają kury, krowy i świnie. Ich jajka czy mleko mogliście kupić na wynos już wcześniej, nie mogło zabraknąć ich również w kuchni bistro. Porchetta? Z własnej świni złotnickiej, podobnie jak klopsiki. Około 80% produktów wykorzystywanych w Montagu jest bio. To uczciwość wobec gości i po prostu smak. Prawdziwy.
Gdyby nie jakość, Montag nie świętowałby dziś 10 urodzin. Pamiętam pierwszą rozmowę z Jackiem. O tym, jak rzucił pracę w korporacji, by wrócić do korzeni, do rzemiosła. Najpierw były szkolenia w Berlinie, potem ukończenie prestiżowej Le Cordon Bleu w Paryżu. Po drodze setki eksperymentów i prób. Dziś ich pieczywo dostaniecie w trzech miejscach na Piotrkowskiej, a również w sklepach czy kawiarniach, które z Montagiem współpracują. W tym chlebie jest prawdziwy zakwas, wyselekcjonowane mąki i serce. Tylko tyle i aż tyle trzeba, abyśmy mogli się zdrowo odżywiać.
Hej, jeszcze nie wychodźcie. Nie było deseru. Kocham ich maślane croissanty, ciasteczka i całą tę witrynę ciast. Tym razem wybór padł na bezę, a cienki plaster sernika baskijskiego Agnieszka dokroiła tak na spróbowanie. Ależ to było dobre! Właśnie za takie spotkania kochamy naszą pracę.