To chyba jedyne miejsce w Łodzi, w którym rządzi taka kobieca załoga. Dziewczyny serwują niebanalne kompozycje, które podane są apetycznie do granic możliwości.

Już od wejścia do lokalu czuć w nim ogromne pokłady miłości i ciepła. Pachnie świeżo pieczonym chlebem, właśnie przyjechała dostawa z koszem pełnym jędrnych borowików, w tle sączy się przyjemna muzyka, a z kuchni docierają dźwięki przygotowywanych dań. Za oknami jesienna szarówka, ale tutaj nas ona nie dotyczy, bo trzymamy w dłoni filiżankę aromatycznej kawy. Przyjemnie prawda? A co jak powiemy wam, że to co najprzyjemniejsze jest dopiero przed nami? Dziś zabieramy was do miejsca, którego w Łodzi brakowało. Mimo wielu śniadaniowni i lokali bistro, ten wyróżnia się na ich tle – styl jedzenia rodem z Kopenhagi, Berlina czy Londynu. To comfort food z klasą i wdziękiem. Poznajcie Lada Dzień – nowy lokal w Monopolis.

Kobiety rządzą!

Skoro o klasie i wdzięku mowa, można się domyślić, że to sprawka kobiecej ręki – i to nie jednej! Ekipę Lada Dzień tworzą same babki (i Tomek, który codziennie rano wyrusza na rynek w poszukiwaniu warzyw i owoców). Na czele tego zespołu stoi Valeria, która po 10 latach w Londynie wróciła do swojego rodzinnego miasta. W Łodzi brakowało jej lokalu jakie w swoich zagranicznych podróżach spotykała niemal za każdym rogiem. Postanowiła więc przenieść ten styl na talerze Lada Dzień. Nauczyła się tam, że na wyjątkowość miejsca wpływa kilka elementów: wystrój, atmosfera, obsługa, muzyka i oczywiście jedzenie – które nie tylko dobrze smakuje i apetycznie wygląda, ale też przygotowane jest z jakościowych, sezonowych i naturalnych składników. Jeśli chodzi o jakość i dobry smak, tę wiedzę posiada już od najmłodszych lat. Wspomina, że w jej domu zawsze jadło się tak smacznie i różnorodnie, że nie było potrzeby wychodzenia do restauracji. Posiadając taką wiedzę i zmysł artystyczny (zawodowo jest projektantką) zadbała o każdy z wspomnianych elementów i nie pominęła żadnych detali – choćby dobrana do dań porcelana (sprowadzana z Anglii).

Natomiast wiadomo, że aby stworzyć takie miejsce nie wystarczy jedna osoba, do tego potrzebny jest zgrany ze sobą zespół. Natalia piecze chleb, Julia przygotowuje słodkości, Ania pomaga wspomnianej dwójce, Justyna zajmuje się mięsami, Oksana lepi kluchy i pierogi, Wiktoria zaś jest specjalistką od wszelkich przetworów. Powiedzenie „gdzie kucharek sześć…” przy takim podziale obowiązków zupełnie nie ma przełożenia na rzeczywistość. Dziewczyny gotują wspaniale i na wspaniałych produktach. Dbają tu, aby były one ze sprawdzonych źródeł. W sezonie letnim jeżdżą do warszawskiego gospodarstwa Ludwika Majlerta po owoce i warzywa, Mateusz z Gorącej Kiełbasiarni dostarcza im kiełbasę i wędliny, natomiast Tomek ze skrupulatnie przygotowaną listą zakupów codziennie rano rusza na bazarowe łowy. Pieczywo przygotowują sami – na mące z młyna w Ciechanowcu. 

Chleb na zakwasie i focaccia pachnąca oliwą

Lada Dzień w tygodniu swoje drzwi otwiera o 8.00, od tej godziny możecie przyjść na śniadanie i kawę. Po bochenek świeżego chleba zaglądajcie każdego dnia z wyjątkiem wtorku i niedzieli – w te dni nie pieką. Wszystkie chlebowe wypieki są przygotowane na zakwasie i robione ręcznie. W stałej ofercie mają chleby pszenne, pszenno-żytni, pszenno-orkiszowy, żytni 100%, bagietki, brioche, chałki i bułki śniadaniowe. Dla pewności, że ulubiony bochenek będzie na was czekał warto zarezerwować go wcześniej telefonicznie. Swoje pieczywo wykorzystują do śniadań, więc możecie wypróbować je przed zakupem. Robią swoją foccacię, która skradła nasze serca – jest wilgotna, soczysta od ilości oliwy, sprężysta i pachnąca. Kupicie ją solo do domu, ale polecamy wam spróbować jednej z trzech focacciowych pozycji w menu – my skusiłyśmy się na focaccię z delikatną mortadelą z pistacjami, burratą i rukolą (24 zł).

Brioche z puszystym kremem kokosowym

Menu zmienne jest sezonowo, podzielone na część poranną i popołudniową. Tej jesieni w sekcji śniadaniowej znajdziecie 10 kompozycji w tym dwie na słodko. W tym miejscu warto zaznaczyć, że tutejsze śniadania nie są takie jak w większości śniadaniowni, są o wiele bardziej kreatywne. My spróbowałyśmy ziemniaczanych rosti z soczystym wędzonym łososiem (którego była naprawdę uczciwa ilość), miętową salsą i jajkiem sadzonym (dostępne w wersji wege z boczniakami) – 38/36 zł. Wjechała też „grzanka, że hej!” z podsmażonym jarmużem, kremową jajecznicą i pieczoną dynią – bardzo prosty skład i smaczna propozycja, to właśnie przykład na to ile może zdziałać dobry produkt. Koniecznie spróbujcie (póki jeszcze jest!) słodki Pain Perdu – nasączona śmietanką gruba kromka brioche smażona na maśle, podawana ze słodko-kwaśną konfiturą pigwowo-gruszkową, puszystym i delikatnym kremem kokosowym i domowym syropem jabłkowym (28 zł). To takie śniadanie przy którym nie chce się nic mówić, jesteś tylko ty i twój talerz. Do tego kawa, a tę biorą z palarni w Bydgoszczy. Ich mieszanka ma większą zawartość robusty, przez co zawiera więcej kofeiny, a przy tym jak na ten gatunek kawy jest delikatna w smaku. 

Przed zupą, zupa i po zupie

Śniadania zjecie przez cały dzień, a od godziny 13.00 rusza karta popołudniowa. W menu jest duży wybór dań wegetariańskich i kilka pozycji wegańskich. W karcie popołudniowej są trzy sekcje: przed zupą, zupa i po zupie, dodatkowo codziennie pojawiają się dania dnia. W pierwszej znajdziecie wytrawne naleśniki, sałatkę z figą oraz pieczonego batata z izraelskim kuskusem, serem, granatem i nerkowcami (35 zł). Wygląda obłędnie i jak na danie „przed zupą” jest naprawdę duże (cały pieczony batat). Z zup spróbowałyśmy esencjonalnego bulionu z palonej cebuli z grzybami i lepionymi na miejscu pierożkami z ziemniaczanym puree (26 zł), to było idealne jesienne otulenie i znów domowa porcja, a ciasto do pierogów delikatne i sprężyste. Mają zalewajkę, na którą koniecznie musimy wrócić!

Na danie główne spróbowałyśmy jesiennego placka z batatów i dyni z wyrazistym musem z pieczonej papryki (36 zł), drobnego makaronu orecchiette z grzybami, oliwkami i sosem ziołowo – parmezanowym (38 zł) oraz knedli ze śliwkami z masłem korzennym (34 zł). Każdy talerz był czystą przyjemnością o zbalansowanym naturalnym smaku. Do takich kompozycji super paruje się kombucha – mają trzy rodzaje naturalnej kombuchy od MikroZuzy. Dla początkujących sugerujemy tę najłagodniejszą – milk oolong. 

Coś słodkiego

Kombucha to nie jedyne napoje jakich się tu napijecie. Jest wino, piwo, świeżo wyciskane soki, wodę podają za darmo (duży plus), a z napojów gorących oprócz kawy mają mieszanki herbat z Instytutu kawy, a także prawdziwą czekoladę na gorąco (nie z proszku!). Jeśli jednak na słodko wolicie wsunąć kawałek ciasta, to i na tym się nie zawiedziecie. Przy barze stoi cała witryna przygotowywanych na miejscu słodkości – Julia jest specjalistką od serników, dlatego tych znajdziecie najwięcej, ale są też tarteletki, bezy, ciastka, kruche rogaliki, a w weekendy wjeżdża tort czekoladowy. Wszystkie słodkości zjecie na miejscu, ale przygotują wam je również na zamówienie.

Po tej wizycie w Lada Dzień wiemy, że będziemy tu wracać. To miejsce, w którym można dobrze zjeść i przy tym doskonale się zrelaksować. 
Lokal jest czynny od poniedziałku do piątku od 8.00 do 20.00, w weekendy otwiera się godzinę później czyli o 9.00. O wszelkich nowościach i sezonowych daniach dowiecie się z Facebooka lub Instagrama Lada Dzień.

Podobne posty

Już 18 maja 2012 roku o godzinie 20.20 w strefie Off Piotrkowska (ul. Piotrkowska 138/140) ...
23 maja House of Sushi (ul. Piotrkowska 89) zaprasza na warsztaty kaligrafii. To trochę alternatywny ...
W dniach 1-2 czerwca odbędzie się w Łodzi Festiwal Viva I'Italia. Warsztaty i sesje kulinarne, ...