Przystań Tu – nowa restauracja przy Strykowskiej
Pamiętacie świeżonkę? Jak przystało na lokal przy trasie, „Przystań Tu” ma ją w swoim menu, ale restauracja ma do zaoferowania dużo więcej: sezonowane steki, chrupiące placki i fajne warunki na plenerową imprezę.
Dziś zaczniemy odwiedziny łódzkiego gastro od drugiej strony, czyli od wjazdu do miasta. Cel podróży – dopiero co otwarta restauracja Przystań Tu. Wcześniej pod adresem Strykowska 284 mieściła się przez wiele lat Stacja Zawierkowo. Od teraz miejscem będzie zarządzać dwóch młodych chłopaków: Bartek i Ivan. Poznali się na studiach gastronomii i hotelarstwa, działką Bartka jest zarządzanie, Ivan (wcześniej pracował między innymi w hotelu andel’s) zajmuje się gotowaniem.
Przystań Tu – nazwa dobrze pasuje do lokalu przy trasie, ale ambicje założycieli są znacznie większe. Zrobili gruntowny remont wnętrza, dzięki któremu restauracja wygląda jasno i nowocześnie. Mnie to wnętrze od razu kojarzy się z imprezami i trzeba przyznać, że Przystań Tu ma do tego bardzo dobre warunki. Po pierwsze ma wydzieloną salę, w której zmieści się około 50 osób. Po drugie dysponuje parkingiem, po trzecie kameralnym tarasem za budynkiem i zieloną przestrzenią przed restauracją, na której od dawna soi drewniana altana. Aż prosi się o grilla na świeżym powietrzu i leżaki – chłopaki obiecują, że tak właśnie będzie. Co więcej, w tym samym budynku są również miejsca noclegowe – czego trzeba więcej na imprezę? Ponieważ dopiero co się otworzyli, mają jeszcze miejsca na tegoroczne komunie (wiemy, że w cenie są lokale z ogrodem).
Oczywiście Przystań Tu to nie tylko imprezy. Okoliczni mieszkańcy coraz częściej wpadają do nich na codzienny obiad czy kolację (może niedługo także na śniadanie). Biesiadowanie możecie zacząć od tatara, zapiekanych pieczarek czy carpaccio z buraka, ale ja od razu startuję z zupami. Dlaczego? Bo nie pamiętam, kiedy jadłam flaki, a mam na nie wielką ochotę. Te są naprawdę dobre, choć nieco bym je zaostrzyła (i zrobiłam to we własnym zakresie). Druga zupa (o którą niełatwo w Łodzi) to solianka. Jest taka, jak powinna być: wyrazista, kwaśna, pełna dodatków, przygotowana aż z 3 rodzajów kiełbas. Następnym razem przetestuję rosół – Bartek z Ivanem chcą utrzymać tradycję miejsca, które podobno słynęło z rosołu.
Tego typu lokale często zapominają o weganach, na szczęście tu tak nie jest. Jest wspominane carpaccio, krem z pomidorów, stek z białej kapusty czy kuskus z warzywami. Ja zaczynam od specjalności Ivana – draników, czyli placków ziemniaczanych z kwaśną śmietaną (w tej samej cenie 24 zł można zamówić wersję z mięsnym gulaszem). Jakie dobre! Choć jak zwykle zmaltretowałam jedzenie sesją zdjęciową, one nadal pozostały jędrne i chrupiące.
Nie będę się mądrzyła w temacie świeżonki, jadłam ją zaledwie kilka razy w życiu. Ta przygotowana jest z łopatki i brzucha, smakowała mi, mięso było miękkie i dobrze zbalansowane z cebulą. Jeśli jednak miałabym jeszcze raz wpaść do Przystań Tu na mięsne danie pewnie jednak powtórzyłabym soczystą i miękką polędwicę wołową. To zapowiedź menu stekowego, które lada moment pojawi się w restauracji. Mięso od sprawdzonego dostawcy i własne sezonowanie. Będą steki, ale również burgery – opcja dla tych, który chętniej sięgają po street food, niż po schabowego czy świeżonkę. A po tym wszystkim jeszcze deser. Ivan codziennie ma dla was domowe ciasto, a w karcie hit – mega czekoladowy deser kremem na bazie mascarpone.
Przystań tu otwiera się codzienne o 11.00 (często nawet wcześniej), w tygodniu pracuje do 20.00, w piątki i soboty do 22.00.