Restauracja Aprés Ski – prawdziwy sznycel, bombardino i narty w Łodzi
Wystarczy kilkanaście minut, by przenieść się do restauracji w Alpach, skosztować oryginalnej tyrolskiej kuchni, a nawet pojeździć na nartach. Dziś zabieramy was na Rudę Pabianicką do Restauracji Aprés Ski.
Wracam po pandemicznej przerwie do Ski Resort Łódź (Starorudzka 10B). Dziś cała wizyta będzie utrzymana w alpejskim klimacie, od wyjątkowego wnętrza lokalu, przez kuchnię Tyrolu, aż po sztuczny stok, na którym przez cały rok można szlifować narciarskie umiejętności.
Wizyta w restauracji to całe doznanie – oczywiście najważniejsze jest jedzenie, ale na ostateczne wspomnienia wpływa także klimat, obsługa i wystrój. Ten w Restauracji Aprés Ski jest wyjątkowy. Po pierwsze stworzony na własnych zasadach, bez oglądania się na modne trendy. Po drugie, spójny z alpejską koncepcją miejsca, po trzecie – wysmakowany, dopracowany w każdym szczególe. Gwarantuję, że od wejścia zapomnicie, że jesteście w Łodzi – to wnętrze przenosi was do górskiej miejscowości w Alpach, do miejsca, w którym jest pięknie, przytulnie i klimatycznie.
Nastrojowe oświetlenie, kominek i dużo, dużo drewna. Do tego wygodne fotele, w których zapadacie się z kieliszkiem spritza, loże, w których znajdziecie przytulną, kameralną przestrzeń czy większe, masywne stoły, jeśli postanowicie biesiadować w Aprés Ski większą grupą gości. Zwróćcie uwagę na dopracowane detale: drewniane pniaki, stare zabytkowe narty, porozkładane gdzieniegdzie futrzane narzuty czy otulające koce. A za szybą – stok narciarski! Jeśli już tęsknicie za nartami, tu przez cały rok możecie ćwiczyć na jednym z dwóch sztucznych stoków. Po treningu czekać będzie na was rozgrzewająca kuchnia Tyrolu. Nawet jeśli narty i snowboard to nie wasza bajka, warto tu przyjechać dla samego klimatu i wielkiego na cały talerz cielęcego sznycla.
Tym razem nie chodzi o narty, a dwie deski pełne alpejskich wędlin i serów. Tu liczy się jakość produktów, a ta jest na bardzo wysokim poziomie. – Większość produktów sprowadzamy z Włoch, Niemiec i Austrii. Najważniejsza jest autentyczność, tu wszystko ma smakować tak samo jak w Alpach – mówi Katarzyna Kobierzycka, właścicielka Ski Resort Łódź, a również instruktorka narciarstwa i snowboardu. Wśród wędlin włoskie salami, szynka szwarcwaldzka i Prosciutto Crudo. Sery to szwajcarski ementaler, włoskie pecorino i najbardziej zapadający w pamięć, kremowy kozi goldschmidt z Niemiec. Do tego świetne oliwki, figi, miód i grissini. No i oczywiście dobre wino.
Jeśli deska to dla was za dużo, kulinarną wizytę w Restauracji Aprés Ski można zacząć od wołowiny. Jesteście team carpaccio czy tatar? Ja tatar – tutejszy przygotowany jest z polędwicy, której subtelnie towarzyszy żelka z żółtka, truflowy majonez, puder z pieczarek czy oliwa rozmarynowa (ta ostatnia niewątpliwie nadaje daniu charakter, więc jeśli nie jesteście fanami rozmarynu, zrezygnujcie z tego dodatku). A my nie tracimy czasu i startujemy z zupami.
Restauracja Aprés Ski to tradycyjne dania z Alp, tak więc nasz tradycyjny rosół zastąpiła frittatensuppe. Również mamy tu wywar mięsno-warzywny, ale zamiast makaronu – pocięty z cieniutkie paski naleśnik. Ciekawa alternatywa – jeśli mam porównać do mojej domowej wersji bulionu, nieco lżejsza, smak do wnętrza oddaje również naleśnik. Chętnie sięgnę po nią jeszcze raz, podobnie jak po intensywną, aromatyczną cebulową z serem. Pierwszym wyborem Asi była zaś kremowa kalafiorowa z dodatkiem oliwy truflowej. W menu jest jeszcze gulaszowa, a już w następnym tygodniu wybór rozszerzy się też o pozycje lunchowe. Zjecie je od wtorku do piątku, w godzinach 12.30-15:00 (zestaw obejmuje zupę i jedno z dwóch dań głównych, dostępny jest również dodatkowo płatny deser).
W końcu przyszedł czas na obiecywany sznycel – jest, taki, jak powinien być: z cielęciny, cienki, w chrupiącej panierce, wielki prawie na cały talerz. Ale dział z daniami głównymi kusi też innymi: stekiem wołowym, mulami, serowym fondue, käsespätzle, Tiroler Gröstl czy słodkim germknödel. Próbowałyśmy trzech ostatnich i jestem przekonana, że każde z tych prostych, comfort foodowych dań trafi do naszych polskich serduszek, bo jak tu nie kochać ziemniaków z boczkiem? Po kolei: käsespätzle to własnej produkcji drobne kluseczki zapieczone z ciągnącym się, tyrolskim serem, boczkiem i cebulą. Tiroler Gröstl to ziemniaki zapiekane z wyrazistym serem gruyère, guanciale, boczkiem, speckiem i jajkiem sadzonym. Germknödel to zaś nasz pampuszek na sterydach wypełniony w środku śliwkowymi powidłami z makiem i sosem waniliowym. Miałabym ogromny problem, żeby wskazać jedno z tych dań, więc od razu zaplanujcie sytą ucztę.
Zostawcie jeszcze trochę miejsca. Oczywiście na deser (tu nie mogło oczywiście zabraknąć jabłkowego strudla!), ale również na oryginalne napoje i koktajle znane z alpejskich stoków. Aperola nikomu nie trzeba przedstawiać, ale jest też tu ciekawa selekcja alpejskich win, austriacka lemoniada Almdudler czy bombardino, takie jak na stoku – przygotowane na bazie oryginalnego likieru.
Co ważne, Ski Resort to nie tylko stoki i jedzenie. To świetne miejsce do zorganizowania imprezy (na górze znajduje się elegancka sala restauracyjna), zarówno biznesowej, jak i mnie formalnej, na przykład w alpejskim klimacie. Do tego koncerty jazzowe i bluesowe na żywo, stand-upy i eventy. Najbliższy już w czwartek (o 17.00 rozpoczną się tu warsztaty wielkanocne), zaś w sobotę 23 kwietnia wielkie Aprés Ski Party w klimacie lat 80. I 90.