Restauracje przyjazne dzieciom
Mały stolik i malowanki nie wystarczą, by lokal nadawał się do goszczenia najmłodszych. Może więc czasem lepiej iść pod prąd i pozostać miejscem nieprzyjaznym?
W planach mamy artykuł, który opisze fajne restauracje dla rodzin z dziećmi, ale najpierw kilka uwag, jak lokal dobrze przygotować do takiej roli. Restauratorzy – jeśli sami nie macie pociech, zapytajcie o radę młodych rodziców (najlepiej takich, którzy mają dzieciaki w różnym wieku). Nie każde miejsce musi być przyjazne dzieciom, a jeśli ktoś ma ambitne plany, niech zrobi to porządnie.
Kącik zabaw
Restauracje (szczególnie te małe) walczą o każdy wolny metr, by ustawić na nim kolejny stolik. Z tego powodu kąciki zabaw lądują na powierzchni, której nie da się inaczej zagospodarować. Jeśli jest to jakiś róg sali, to nawet dobrze – dzieciaki nie przeszkadzają innym i łatwiej jest je upilnować. Gorzej, jak jest to miejsce wciśnięte koło toalety, zaplecza, czy gdzieś pod niskimi schodami. Typowym wyposażeniem kącika jest nieodzowny stolik z Ikei, krzesełko i kilka kredek. Tu zdradzę wielką tajemnicę dzieci – nie wszystkie kochają malować (a nawet jeśli tak jest, ciężko jest o twórczą aktywność połamanymi kredkami bez rysików).
Poza malowankami w kącikach lądują też zabawki – najczęściej po dzieciach restauratorów lub ich znajomych. Nie mam nic przeciwko, jeśli są umyte/uprane i niezniszczone. Taka selekcja nie może odbywać się z klucza „kochanie, nie będziesz się już bawił tym misiem bez oczu, to go wezmę do restauracji”. Tak więc po pierwsze atrakcje dla dzieciaków w różnym wieku, a po drugie czystość. Rodzice starszych pociech nabierają tolerancji dla brudu (poza tym ich dzieci nie liżą już podłogi i nie wkładają wszystkiego do buzi), ale z maluchami jest gorzej. Jeśli nie jestem w stanie rozpoznać oryginalnego koloru dywanika, mam średnią ochotę sadzać na nim dziecko.
Jazda z przeszkodami
Chcecie być lokalem przyjaznym dzieciom? Zróbcie próbę na żywym organizmie i zacznijcie od dostania się wózkiem do środka. Tu zaczynają się schody. Dosłownie. Jeśli niefortunnie do restauracji wybrałaś się sama pojazdem z gondolą (to ta duża wersja), możesz: ćwiczyć mięśnie i samodzielnie próbować wtargać ciężkie ustrojstwo po stopniach, czekać, aż ktoś uprzejmy właśnie będzie wchodził (za bardzo nie liczcie na pomoc – nie wiem dlaczego, ale większość ludzi woli patrzeć jak się nieudolnie siłujesz, niż pomóc) lub zabrać samo dziecko i prosić obsługę o resztę. Potem zostaje już tylko slalom pomiędzy ciasno ustawionymi stolikami i znalezienie miejsca, w którym wózek nie będzie wszystkim tarasował drogi. Z góry mówię, że takowe z zasady nie istnieje.
Menu dla dzieci
Frytki i pierś z kurczaka – czy naprawdę myślicie, że dzieci nie jedzą nic więcej? Nie jestem kulinarną terrorystką i wiem, że nie zmarnuję dziecku życia porcją ziemniaków smażoną nawet w przechodzonym tłuszczu, ale chciałbym mieć zdrowszy wybór. Sama idę do restauracji spróbować czegoś, czego nie potrafię albo nie chce mi się przygotowywać w domu. Czemu mali goście nie mogą tak samo? Niech będą sobie te frytki, ale też coś poza nimi. Może to być odrębne menu lub coś w karty dla dorosłych (oby obsługa potrafiła polecić) – niezbyt ostre, bez składników, które często uczulają i dostępne w postaci mniejszej porcji.
A na koniec wizyty uroczy prezencik w postaci najtańszego lizaka ARO. Nie mam pretensji do młodych kelnerek, które chcą być miłe, ale może warto im wytłumaczyć, że takim podarunkiem można zrobić więcej problemów, niż przyjemności. Próbowaliście wyrwać dziecku coś słodkiego? Polecam – cudowne zwieńczenie wizyty w restauracji. Tak, wiem, że lizak podobnie jak ziemniaki nie zmarnują nikomu życia, ale czasem dzieciaki nie mogą jeść takich rzeczy, a młodsze mogą się po prostu zakrztusić.
Przewijak
Kolejna prawda o dzieciach – przez pierwsze 2-3 lata życia chodzą one w pieluchach. Nie jestem Anną Muchą, ostentacyjnie nie przewijam dziecka na stoliku. Jak to mówi Agatka, chciałaś mieć dziecko, to się martw – i faktycznie jest to moje zmartwienie, a nie ludzi, którzy dookoła cieszą się posiłkiem. Ćwiczę więc przewijanie ekstremalne – jakkolwiek to nie zabrzmi, robiłam to już na podeście dla orkiestry, na ławce przed chińską budką w offie czy na parapecie toalety.
Są lokale, które wprawdzie mają przewijaki, ale nie za bardzo da się z nich korzystać. Kawałek wolnego miejsca na ścianie nie wystarczy. Trzeba sprawdzić, czy to urządzenie da się rozłożyć! Czasami na drodze jest umywalka, czasami brakuje miejsca na mamę (jak się domyślacie, nikt nie montuje przewijaka w męskiej toalecie), innym razem okazuje się, że rozłożony sprzęt mam na wysokości ramion (fakt, wysoka nie jestem). A, jeszcze byłoby fajnie, gdyby ktoś ten przewijak od czasu do czasu umył.
Na koniec dwa słowa wyjaśnienia – nie oczekuję, że każda restauracja będzie tak wyglądała. Wręcz przeciwnie – nie chcę, aby tak wyglądała! Od uganiania się za dzieckiem między stolikami wolę ucztę w dorosłym gronie. W telewizji pokazywali kiedyś lokal, którego właściciel wywiesił kartkę z informacją, że dzieci są w nim niemile widzialne – pewnie nikt nie odważy w Łodzi strzelić sobie w stopę, ale podobny napis nie uraziłby moich matczynych uczuć. Tak jak pisałam na początku, w planach artykuł o miejscach przyjaznych dzieciom – takich, które spełniają większość wymienionych postulatów. Które wpisalibyście na tę listę?