Weekend nowych smaków w Sofie – fotorelacja
W minioną sobotę i niedzielę w restauracji Sofa przy Piotrkowskiej 107 można było spróbować potraw z nowej karty serwowanych w formie menu degustacyjnego. Pomysł takiej promocji nowości w ofercie bardzo nam się spodobał, więc wybrałyśmy się sprawdzić, co ciekawego dla swoich gości przygotował szef kuchni.
Menu degustacyjne to naszym zdaniem świetna opcja, która pozwala spróbować wielu różnych potraw bez konieczności wydawania fortuny i objadania się ponad miarę. Przy porcjach oferowanych w większości lokali jest bowiem wyczynem nieomal nieludzkim zjeść przystawkę, zupę, danie główne i zakończyć deserem, o próbowaniu kilku dań nawet nie wspominając. Dlatego propozycja Sofy, na którą składały się dwa menu degustacyjne – jedno złożone z trzech dań i kieliszka wina w cenie 39 zł, a drugie złożone z dań pięciu (i kieliszka wina rzecz jasna) w cenie 59 zł wydała nam się idealnym pomysłem na promocję nowych smaków, które na stałe zagościć mają w karcie restauracji. Niewielkie porcje, niewygórowana cena – w sam raz na spróbowanie. Szczególnie zachęcające było samo menu, w którym znalazły się rzadko spotykane mięsa jak jelenina czy jagnięcina i warzywa jak topinambur, skorzonera czy jarmuż. Do tego ciekawe dodatki – borówki, porzeczki i jałowiec.
W sobotnie popołudnie wybrałyśmy się zatem do Sofy skosztować tych smakołyków. Udało nam się spróbować wszystkich dań z weekendowej karty i ogólny wniosek jest taki, że kuchnia Sofy idzie w ciekawym i coraz modniejszym w Polsce kierunku kuchni zwanej powszechnie molekularną, dla której wolimy jednak określenie nowoczesna. Szef kuchni Sofy zastosował w kilka ciekawych trików, które zdecydowanie są krokiem w dobrym kierunku. Przede wszystkim zachwycił nas dobór składników. Rzadko kiedy mamy możliwość spróbować w łódzkich restauracjach tatara z jelenia, a nawet jagnięciny. To samo dotyczy chociażby jarmużu, czyli rodzaju niezwykle pożywnej i zdrowej kapusty, która na świecie od dłuższego czasu bije rekordy popularności. Każde danie było podane w ciekawy sposób z dodatkami, które często zachwycały bardziej niż składnik główny.
Zaczęłyśmy od przystawek, czyli tatara z jelenia, gravlaxu (tradycyjne, skandynawskie danie z łososia peklowanego w soli z dodatkami) i sałaty z kozim serem. Ku naszemu zaskoczeniu najbardziej smakowała nam właśnie sałata, po której nie spodziewałyśmy się niczego wyjątkowego. Baza z roszponki, batawii, botwinki, szpinaku i mięty była przepyszna i świeża, a kozi ser podany w wersji pieczonej i kruszonej niezwykle aromatyczny i wyrazisty w smaku. Wykończenie z borówek amerykańskich i balsamicznego dressingu dopełniało całości. Tatar i gravlax były daniami ciekawymi i smacznymi, ale niewystarczająco charakterystycznymi i sałata bez trudu pobiła je na głowę.
Zupa była zdecydowanie propozycją dla miłośników zup owocowych, czyli niestety nie dla nas. Grzaniec z gruszki z winem Muscat był bardzo smaczny, ale potraktowałybyśmy go raczej jako deser niż zupę, głównie ze względu na intensywną słodycz.
Wśród dań głównych na uwagę zasługuje z pewnością kaczka na trzy sposoby, czyli kacza pierś, udko i wątróbka w jednym. Całość podana z chutneyem z borówką amerykańską, brusznicą (borówką czerwoną) i ziarnami słonecznika. Pyszne danie, w którym każdy rodzaj kaczego mięsa przyrządzony został w inny sposób, dzięki czemu z każdego udało się wydobyć maksimum smaku. Udko dobrze wypieczone, esencjonalne i kruche, pierś delikatnie wysmażona, o różowym kolorze, soczysta i pełna smaku oraz wątróbka, z którą nie wiemy co zrobiono, ale wyszło pysznie. Bardzo fajny był też halibut serwowany ze skorzonerą, ale czułyśmy tu pewien niedosyt, bo ten składnik aż prosi się o ciekawszy sposób podania niż zwykłe grillowanie czy smażenie. W daniu z jagnięciny zachwycające były natomiast dodatki – puree z wędzonego bakłażana (super!), mus z bakłażana i sos jus, czyli sos z wszystkiego tego, co zostaje na patelni po smażeniu mięsa, który tutaj został dodatkowo podwędzony.
Całość zamknęłyśmy deserem, czyli pokruszonym (i jak sądzimy zmrożonym azotem) sernikiem z truskawkowymi mini bezami i sosem cytrynowym. Całość bardzo smaczna, chociaż potrawy podawane w formie mrożonej powinny być intensywniejsze w smaku od ich ciepłych odpowiedników, na czym odrobinę stracił sernik. Za to genialne, malutkie bezy były równie smaczne co urocze.
Wszystkie serwowane w weekend w Sofie dania były naprawdę smaczne, ale zgodnie doszłyśmy do wniosku, że mamy problem z wyborem faworyta, czyli takiego dania, na które od razu chciałybyśmy tam wrócić. Wszystkie potrawy będą bowiem od teraz serwowane jako pełnowymiarowe dania z nowej karty. Warto z pewnością wybrać się żeby spróbować wszystkich tych nietypowych produktów, ale trochę zabrakło nam dania, które zwala z nóg. Przemiłym akcentem była wizyta przy naszym stoliku szefa kuchni, który przyszedł zapytać, jak smakują nam przygotowane przez niego dania i był niezwykle uprzejmy, a do tego (jeśli możemy pozwolić sobie na taki babski akcent) równie przystojny. Miło jest mieć świadomość, że osoba, która karmi nas w restauracji wkłada w to serce i jest ciekawa opinii na temat serwowanych dań.
Z pewnością wybierzemy się do Sofy na kolejną degustację, które mają być wydarzeniami cyklicznymi, co i wam serdecznie polecamy. Tymczasem zobaczcie zdjęcia pozostałych potraw (kliknijcie żeby powiększyć):