Rzymska pizza w Łodzi - Ferwor po rewolucjach!
Nie znajdziecie w Łodzi drugiej takiej pizzy. Jest puszysta i zarazem chrupiąca, ze świetnymi dodatkami. Ale to nie jedyna zmiana w Ferworze, zajrzyjcie z nami do nowego menu!
Restauracja przy najbardziej charakterystycznym ogródku na Piotrkowskiej we wrześniu obchodziła swój pierwszy rok. Wcześniej mogliście zjeść tu pizzę nowojorską, ale przyszedł czas na zmiany. Michał Kowalski (właściciel Ferworu i Dzielnej 43) jest żywym dowodem na to, że nie trzeba mieć bujnej blond fryzury, żeby zrobić rewolucję w swojej restauracji. Wystarczy być świadomym restauratorem, słuchać swoich gości i przede wszystkim nie bać się zmian. A zmiana stylu pizzy w tym przypadku okazała się strzałem w dziesiątkę. Pizza swoją premierę miała podczas Jemy w Łodzi Pizza Fest. Czy od tego czasu jadłam ją już trzy razy? Być może. Ostrzegam was, można oszaleć na jej punkcie.
Michał o pizzy wie chyba wszystko, a ponieważ w temacie jedzenia jest perfekcjonistą i dba o jakość serwowanych dań, razem z pizzaiolo Bartkiem udali się na szkolenie do Akademii Pizzy. Tam przez dwa dni szkolili ich specjaliści, którzy brali udział w Mistrzostwach Świata Pizzy w Rimini. Choć pizza, którą nauczyli się przygotowywać przypomina Pala Romanę, to nieco się od niej różni. Jej właściwa nazwa to scrocchiarella. „Scrocchiare” po włosku znaczy „chrupać”. Jest niższa od Pala Romany, puszysta i wilgotna w środku, z dużymi pęcherzami powietrza, przyjemnie chrupiąca na zewnątrz.
To duża prostokątna pizza, która swoją chrupkość zawdzięcza podwójnemu pieczeniu. Ciasto dojrzewa minimum 24 godziny, ma w sobie dużo wody, dzięki czemu pizza pozostaje wilgotna i sprężysta w środku. Najpierw do pieca wkłada się surowe ciasto skropione oliwą, później pieczona jest drugi raz z dodatkami. Nie wydłuża to jednak czasu oczekiwania na pizzę, ponieważ pierwszy odpiek następuje wcześniej i taka pizza może poczekać na zamówienie, wtedy pieczona jest drugi raz. W Ferworze dzielą ją na pół – to idealna wielkość dla jednej głodnej osoby lub dwóch mniej. Co ważne jest to pizza, która doskonale sprawdza się na wynos i nie traci swoich walorów po odpieczeniu w piekarniku.
W menu znajdziecie 10 pizzowych kompozycji. Ja jako fanka burraty zdecydowałam się na tę z mortadelą, straciatellą i pesto pistacjowym – nie mogłam się od niej oderwać. Warto zaznaczyć, że mimo swojej grubości to bardzo leciutkie ciasto, nie będziecie się czuć po niej ciężko. Ich propozycja festiwalowa z domowym sosem tomato vodka, pepperoni, grana padano i straciatellą zrobiła furorę. Pikantna w punkt z łagodnym akcentem w postaci straciatelli i słodką nutą bazyliowego miodu. Mamy dobre wieści – ta pizza została w menu! A miód bazyliowy, który robi na niej świetną robotę jest też na pizzy z grillowanym ananasem – muszę na nią wrócić. Pizzę w Ferworze wyróżnia nie tylko doskonałe ciasto, ale też dobre składniki i ich ciekawe połączenia. Czy może być lepiej? Chyba tylko wtedy, kiedy będą sprzedawać ją na kawałki w swoim ogródku. Letnie spacery Piotrkowską z Ferworową pizzą w ręku brzmią cudownie.
Pizza to nie jedyne zmiany jakie zaszły w restauracji. Zmienił się też szef kuchni, teraz za jej sterami stanął Jarosław Puidak. Wcześniej pracował w kilku łódzkich i warszawskich restauracjach. Dania jakie prezentuje w Ferworze można nazwać nowojorsko-włoskim comfort foodem. Choć wydaje się, że w menu jest dużo wszystkiego (od sałatek, przez burgery, pizzę i makaron) to nic nie jest przypadkowe.
Zaglądając do karty miałam problem z podjęciem decyzji – wszystko brzmi apetycznie. Są smażone owoce morza, kanapka z pastrami czy kremowy chowder z boczkiem i kukurydzą. Tym razem wjechał tatar z pianą z cheddara i pierożki z szarpanym żebrem bbq. Oba dania były bardzo dobre. W tatarze czuć świeże i dobrej jakości mięso z dodatkami, które nad nim nie dominują. Podawany jest z talarkami ziemniaczanymi – tak jak jada się we Francji. Pierożki natomiast były podsmażone na złoto, nadziane dużą ilością soczystego mięsa i podane z gęstym serowym sosem.
Dania główne brzmią równie kusząco. Jest dorsz w cieście z sosem tatarskim, karmelizowany brzuch wieprzowy czy makaron ze straciatellą i pesto pistacjowym. Gdyby tego było mało, mają pojawiać się krótkie wkładki ze street foodowymi pozycjami, wśród nich np. załadowane frytki albo kanapki na ciepło przygotowane na miękkiej brioche.
W menu znalazły się też dania wegetariańskie, a te wcale nie odstają od innych. Choćby grillowana kapusta z puszystym puree ziemniaczano-rozmarynowym i sosem chimichurri. Prosto, smacznie i z charakterem. Również w deserach, tutaj moje podniebienie skradła konkretna porcja tiramisu z karmelem zamiast kakao i bardziej orzeźwiająca rum baba z kwaskową porzeczką i aksamitnym kremem.
Ważnym elementem restauracji, którego nie można pominąć jest bar. Od otwarcia przyglądamy się i chętnie próbujemy nowych sezonowych koktajli, nad którymi pieczę sprawuje Kaspian Konieczka. Nowe propozycje drinków tworzy razem z całą barową ekipą. Znajdziecie tu klasyczne mixy inspirowane koktajlami włoskimi i amerykańskimi. Wszystkie dodatki do koktajli przygotowują od podstaw. Każda karta to inna historia, teraz inspirowana popularnymi produkcjami filmowymi, wśród nich na przykład inspirowany filmem „Dirty Dancing” koktajl Baby!, czyli mix ginu, wytrawnego wermutu i lawendy dostępny także w opcji bezalkoholowej. Karta koktajli zmienia się co 2-3 tygodnie, a co tydzień pojawia się nowa krótka wkładka. Śledźcie ich social media, a nic wam nie umknie.
Ferwor zmienił godziny pracy, teraz w tygodniu otwiera się o 14.00, ale pracuje do późniejszych godzin – przy Piotrkowskiej jest niewiele restauracji z kuchnią otwartą po 22.00. Od poniedziałku do czwartku pracują do 23.00, w piątki do 1.00. W soboty restauracja jest otwarta od 12.00 do 1.00, a w niedziele do 22.00. To miejsce idealne do zorganizowania przyjęcia – mają kilka mniejszych sal, a nawet małą salkę za barem z projektorem i kulą dyskotekową. Więcej możliwościach tego wnętrza przeczytacie w naszym pierwszym artykule o Ferworze. Kliknij tutaj.